Zabawny fakt jest taki, że uwielbiam dwa "rodzaje" samochodów: pick-up'y i Porsche. Każde. Wielkość, model, pojemność silnika - bez znaczenia. Jeśli coś ma pakę, albo herb na masce - I'm all in! Dobrze, że Porsche nie wypuściło pick-up'a zbudowanego na Cayenne bo prawdopodobnie bym przepadła.
Toyota Hilux to jeden z najstarszych przedstawicieli segmentu pick-up'ów. Pierwsza generacja zadebiutowała w 1969 roku. Oczywiście wtedy pick-up'y wyglądały zupełnie inaczej niż teraz (w sumie nie tylko pick-up'y), ale mniej więcej od szóstej generacji produkowanej od 1998 roku, Hilux jest jednym z najpopularniejszych aut użytkowych. Obecnie (dokładnie od 2016 roku) na rynku mamy ósme wcielenie japońskiego woła roboczego, który mimo wieku nie stracił nic ze swoich zalet.
Na wstępie powiem - tak, środek jest wykonany z przetopionych wytłoczek z jajek, a brak złącza Car Play/Android Auto w wozie z 2020 roku trochę boli. Ale nie można samochodu użytkowego oceniać przez pryzmat multimediów czy jakości wykonania wnętrza, bo to auto zwyczajnie nie do tego służy. Po co komu w quasi-ciężarówce miękkie tworzywa czy skórzana tapicerka? Japończycy zamiast tego dali twardy, ale szalenie solidny plastik, i porządną grubą tapicerkę, która przypomina biurową wykładzinę klasy premium. I dobrze - bo to wół roboczy, do którego wsiądziecie brudni i pojedziecie ubrudzić go jeszcze bardziej. A on nic sobie z tego nie zrobi.
Konstrukcja ramowa i resory piórowe z tyłu wymuszają nieco inny sposób prowadzenia niż w przypadku typowej osobówki. Zawieszenie doskonale radzi sobie z nierównościami, łatwo zapomnieć że w mieście istnieją tory tramwajowe, a po wjechaniu w typowy off-road pasażerowie może stwierdzą "O! Nawet trochę buja". Jazda po ulicach z pustą paką jest nieco bardziej wymagająca, szczególnie podczas deszczu - wtedy wszystkie ronda będą wasze, bo Hilux (jak każdy pick-up) ochoczo ustawia bokiem odciążony tył.
Jednak trzeba mu przyznać jedno - mimo walorów stricte użytkowych, Hilux ma świetny układ kierowniczy. Jest precyzyjny, łatwy do wyczucia i nie przeszkadza nawet przy dużych prędkościach. To rzadkość w tego typu autach, od których nawet nie oczekujemy tego typu precyzji. Jednak tu dostajemy ją niespodziewanie, przez co jazda Hiluxem nie przypomina sterowania łodzią i jest zaskakująco łatwa, mimo długości przekraczającej 5,3 metra.
Pod maską znalazła się stara, dobra jednostka, która (cytując klasyka) "wciąż stawia opór najeźdźcom". Choć tę frazę z zaangażowaniem recytował lektor Asterixa i Obelixa, 2,4-litrowy diesel naprawdę stawia opór "zielonym". Duży silnik generuje raptem 150 KM, ale nadrabia maksymalnym momentem obrotowym. Ma go aż 400 Nm, dostępnych co prawda krótko, ale bardzo wcześnie - od 1600 do 2000 obr./min.
Przekłada się to na dwie rzeczy. Podczas jazdy "na pusto" (kiedy Hilux waży 2 095 kg) japoński pick-up rozpędza się bardzo żwawo. Choć dane katalogowe mówią o przyspieszeniu do setki w 13,3 s, prędkości okołomiejskie rzędu 50-70 km/h osiągniemy całkiem żwawo.
Drugi profit wynikający z nisko dostępnego momentu obrotowego, to udźwig. Na pace Hiluxa z powodzeniem przewieziemy ponad tonowy ładunek (DMC wynosi 3 210 kg), a jeśli podepniemy przyczepę z hamulcem, może ona ważyć 3,2 tony. Z pewnością znacznie wpłynie to na zużycie paliwa, jednak podczas podróży bez obciążenia, Hilux potrafi być całkiem oszczędny. Przy normalnej, dość energicznej miejskiej jeździe, komputer pokładowy wskazuje zużycie 10,5-11 litrów. Zdejmując nogę z gazu i obchodząc się z przepustnicą znacznie delikatniej, uda się zredukować ten wynik do 8,8-9 l/100 km.
Najtańsza Toyota Hilux w bazowej wersji DL z pojedynczą kabiną i manualną skrzynią biegów kosztuje 111 500 zł. To jednak tzw. "wersja zaślepka", w której nie ma praktycznie nic. Testowany egzemplarz to odmiana SR5, która ma na pokładzie automatyczną klimatyzację, bezkluczykowy dostęp i wyświetlacz multimediów, ale na tym rarytasy się kończą. Taka specyfikacja (z podwójną kabiną i automatyczną skrzynią biegów) kosztuje 160 100 zł. Do tego egzemplarza dorzucono jeszcze tylne czujniki parkowania i ciekawą granatową okleinę. Niestety nie jest ona dostępna w cenniku - to unikalna fantazja Toyota Motor Poland. A szkoda, bo Hilux w granatowym heksagonalnym kamuflażu zwraca na siebie niemałą uwagę i wygląda po prostu świetnie.
Z Toyotą Hilux spotkałam się nie raz i nie dwa. Wiem, że mogę nie być obiektywna, bo lubię ten typ samochodu, ale "Hil" jest po prostu szalenie dobrym autem. Trudno się w nim do czegokolwiek przyczepić. Choć nie znajdziemy w nim nowatorskich rozwiązań, w aucie użytkowym po prostu nie są one potrzebne. A Toyota Hilux jest doskonałym potwierdzeniem tezy, że lepsze jest wrogiem dobrego.