Tak połączenie niekoniecznie przysporzy jej klientów. Japońskie samochody oferowane u nas od wielu lat ewoluują w stronę europejskich gustów nie bez powodu. Takie auta chętnie wybierają klienci. Nie dotyczy to Vitary, która zaskakująco mało zeuropeizowana.
Aktualna wersja jest w sprzedaży od 2015 r. Zestawiając ją z najnowszymi konkurentami nie da się ukryć wieku. Za to można go trochę zatuszować wzbogacając silnik benzynowy o funkcjonalność "miękkiej hybrydy". Właśnie taką wersję otrzymaliśmy do testu.
Dwie pierwsze generacje Vitary były pełnokrwistymi samochodami terenowymi. Dwie ostatnie zmieniły ją w miejskiego SUV-a. Dotyczy to zwłaszcza najnowszego modelu, który nie ma nawet szczątkowej ramy, ani mechanicznie sterowanego napędu na obie osie.
Mimo to zostały w nim pewne cechy aut, które lubią opuszczać asfalt. Nie za bardzo wiadomo, czy projektanci pozostawili je celowo, bo odpowiadają przyzwyczajeniom klientów marki, czy po prostu zapomnieli je zmodernizować.
O co dokładnie chodzi? Suzuki Vitara ma dość miękko zestrojone zawieszenie i mocno przecchyla się na zakrętach, tak jakby była przeznaczona do pokonywania poważnych przeszkód. Poza tym przekładnia kierownicza ma mniej bezpośrednie przełożenie niż w większości samochodów. Taka charakterystyka ułatwia precyzyjne manewrowanie przy niedużej prędkości, ale trochę przeszkadza w czasie szybszej jazdy.
Trzecią cechą jest utylitarne wnętrze. Ono oraz sylwetka nadwozia wywołują skojarzenia z "prawdziwymi" japońskimi samochodami, zaprojektowanymi na rodzimy rynek. Kabina jest praktyczna, ale zaprojektowana w dalekowschodnim stylu.
Nawet system telematyczny jest praktyczny, ale wygląda nieco siermiężnie, a centralny ekran ma małe rozmiary. Jego obsługa nie nastręcza problemów, jest wyposażony w funkcjonalność Android Auto i Apple CarPlay. Ta pierwsza z nieznanego powodu nie za każdym razem sprawnie łączyła się z telefonem. Szkoda, bo zaczynam być uzależniony od interfejsu Androida w przypadku obsługi multimediów w samochodzie.
Projekt przedmiotów użytkowych z Kraju Kwitnącej Wiśni często jest dość skomplikowany. To dlatego, że Japończycy żyją w bardzo chaotycznym i skomplikowanym otoczeniu. Wystarczy spojrzeć na ulice ich miast. Środowisko w którym funkcjonują znajduje odzwierciedlenie w sposobie projektowania przedmiotów. Są praktyczne i wygodne w użytkowaniu, ale często wyglądają na bardziej skomplikowane niż jest to konieczne.
Podobno japońskie społeczeństwo lubi takie urządzenia, a mniejszym zaufaniem darzy proste rzeczy. Eklektyzm i w naszym odczuciu przeładowana forma, dla nich jest dowodem profesjonalizmu. Taka właśnie jest Vitara. Brzmi to jak dorabianie filozofii na siłę, ale w czasie jazdy SUV-em Suzuki miałem wrażenie, jakbym dotykał kawałka Japonii.
A jeździ się całkiem dobrze. Vitara jest zbudowana na tej samej platformie co ciut większe Suzuki SX4 S-Cross, ale ma bardziej kanciaste nadwozie. Jego wygląd nie wywołuje zachwytu, ale budzi sympatię. W środku jak na wymiary zewnętrzne (417,5 cm długości) wygospodarowano sporo miejsca na ludzi i bagaż. Vitara sprawia wrażenie większej niż jest w rzeczywistości.
W czasie jazdy jest zaskakująco żwawa. To zasługa nowości, która trafiła do tego modelu. Benzynowy turbodoładowany silnik o poj. 1,4 l został wzbogacony o funkcjonalność miękkiej hybrydy. Silnik elektryczny pełniący funkcję rozrusznika jest zasilany napięciem 48 V i wspomaga jednostkę spalinową dodatkowym momentem obrotowym o wartości 50 Nm.
Tak się dzieje zwłaszcza przy przyspieszaniu w niskim zakresie obrotów. Silnik jest bardzo elastyczny i trudno uwierzyć, że ma tylko 129 KM. Dynamiczny i przyjemnie pracujący zespół napędowy sprawia, że Vitarą się jeździ w warunkach miejskich naprawdę przyjemnie. W dodatku powinna palić nieco mniej niż wcześniej, chociaż akurat nam nie udało się osiągnąć imponująco niskiego wyniku. Mimo to miękka hybryda udała się dobrze.
Dodatkową zaletą silnika elektryczny jest możliwość chwilowego wyręczania spalinowego w czasie jazdy ze stałą prędkością, tzw. żeglowaniu. Wtedy przejmuje jego rolę i zasila urządzenia pokładowe. Dzięki temu że silnik jest przystosowany do napięcia 48 V sprawniej działa funkcja Start-Stop, która nie jest tak irytująca, jak w niektórych autach.
Jedyne, co nie przypadło mi do gustu w czasie jazdy, to precyzyjna wybierania biegów ręcznej 6-stopniowej skrzyni. Mogłaby by być większa. Za to Suzuki oferuje całkiem zaawansowany napęd na cztery koła i to w klasie, w której większość producentów pozostaje przy napędzanej przedniej osi.
System nazwany AllGrip Select zamiast prostego wiskotycznego sprzęgła, ma wielotarczowe mokre sprzęgło elektromagnetyczne o czterech trybach pracy. Wybiera się je pokrętłem umieszczonym pomiędzy przednimi fotelami, a jeden z nich pozwala nawet na stałe zablokowanie momentu pomiędzy osiami w proporcjach 50:50 proc.
Dzięki temu Suzuki Vitara nie pozwala zapomnieć o swoim terenowym rodowodzie, a odważniejsi kierowcy mogą nawet spróbować jazdy w lekkim terenie. Lepiej jednak mierzyć siły na zamiary i na pewno nie zjeżdżać z asfaltu na fabrycznie montowanych oponach.
Pewnie większość klientów nie oczekuje w klasie miejskich SUV-ów podobnych właściwości, ale znajdą się i tacy, którzy je docenią. Do jazdy w prawdziwych warunkach terenowych lepiej wybrać mniejszy model tej samej marki - Suzuki Jimny.
Za przyjemność posiadania SUV-a o prawdziwie japońskim charakterze w testowanej wersji - 1,4 BoosterJet Hybrid z napędem na obie osie i ręczną skrzynią biegów - trzeba zapłacić od 86 tys. zł do 100 tys. zł. Porównywalnie do samochodów konkurencji mają mniej charakteru, ale w wielu przypadkach są znacznie nowocześniejsze.
Dlatego Vitara nie jest samochodem dla typowego poszukiwacza crossovera, który oczekuje terenowego wyglądu i niemal sportowych własności jezdny. Ale Suzuki można polubić. Sympatia doskonale do niego pasuje, bo emocjonalne podejście do przedmiotów użytkowych jest kolejną cechą japońskiego społeczeństwa.