Co ja właściwie wiem o potrzebach przeciętnej rodziny? W sumie bardzo niewiele. Tylko tyle, ile pamiętam z mojego dzieciństwa, gdy na dwutygodniowe wakacje pod namiot jeździłem z rodzicami i bratem naszym Fiatem 125p. Pamiętam ten szary samochód, wyładowany po dach śpiworami, dmuchanymi materacami, garnkami, ubraniami i innymi niezbędnymi do życia rzeczami. I tę ciasnotę wewnątrz, gdy na moich kolanach spoczywała kilkukilogramowa butla z gazem, a brat siedzący obok mnie musiał trzymać patelnię.
Ostatnio moi znajomi, rodzice rocznego dziecka, kupili sobie vana. Uznali, że takie auto najlepiej spełnia ich potrzeby. Bo pomieści wózek, tygodniowe zakupy, jest wygodne, można wyjąć fotele drugiego rzędu i schować je do piwnicy czy garażu. Bo myślą o kolejnym dziecku. Oto cała moja wiedza o rodzinie i jej potrzebach. Ale od czego są dobrzy znajomi?! Tacy, którzy potrafią mi uzmysłowić, o co w tym wszystkim chodzi.
Podobno porządny van powinien mieć masę schowków, nisko poprowadzony próg załadunkowy, duży bagażnik i jak najlepszy dostęp do wnętrza. Spośród naszej dwójki te kryteria lepiej spełnia Renault, choć ani ono, ani Chevrolet nie zostały wyposażone w przesuwne drzwi, wygodne zwłaszcza na zatłoczonych parkingach. A przecież niektórzy konkurenci oferują takie z dobrodziejstwem inwentarza. Francuski van imponuje za to sposobem zagospodarowania wnętrza. W drugim rzędzie ma trzy osobne, może nieco za wąskie, ale dla dzieci wystarczające, przesuwane fotele z możliwością regulacji kąta oparcia. Są też stoliki w oparciach siedzeń kierowcy i pasażera, kieszenie w drzwiach oraz schowki pod podłogą, w których spokojnie zmieści się kilka resoraków i lalek. (...)
Jak przystało na Granda w wykonaniu Renault, w podłodze bagażnika są schowane dwa dodatkowe rozkładane fotele. Aby je stamtąd wydostać, wystarczy pociągnąć do góry rączkę z boku jednego lub drugiego skrajnego fotela. Wtedy najpierw składa się oparcie i chwilę później wraz z siedziskiem ustawia się za przednim siedzeniem. "Amerykanin" też bardzo chętnie zaprasza do trzeciego rzędu. Ciągniesz za rączkę umieszczoną u góry oparcia i znów ma miejsce ta sama historia co w Renault. (...)
W vanach jak w każdym innym samochodzie najbardziej liczą się warunki, w jakich podróżuje kierowca. No dobrze, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ci z tyłu, szczególnie w wieku szkolnym, mają na ten temat z pewnością inne zdanie. Co ciekawe, lepiej siedzi się w... Chevrolecie. Czyli nieco niżej, a kierownica i znakomity fotel (duży, dobrze trzymający) mają większy zakres regulacji. Ten pierwszy można odsunąć tak daleko w tył, że spokojnie rozsiadłby się na nim dwumetrowy Amerykanin wychowany na jedzeniu z McDonalda. W Renault miejsca mam tylko na styk, a siedzenie, mimo że nieco obszerniejsze, nie jest tak wygodne.
Konstruktorzy obu aut podeszli w odmienny sposób do układu deski rozdzielczej. Francuzi postawili na prostotę i nowoczesność, stąd cyfrowe zegary pod szybą. Nie lubię tego rozwiązania, jednak tutaj wyświetlacz nie znajduje się w centralnym miejscu, tylko bardziej na lewo, co sprawia, że aż tak nie przeszkadza. (...)
Według mojego kolegi, który jest ojcem dwójki dzieci, van na drodze ma być najpierw komfortowy, a dopiero potem dynamiczny. I takie jest właśnie Renault. Ze swoim niezbyt bezpośrednim, "gumowatym" układem kierowniczym nie zachęca do szybkiej jazdy. Owszem, na drodze pewnie utrzymuje kierunek jazdy prosto, ale mocno przechyla się na boki w łukach a przy ostrych manewrach wpada w delikatne kołysanie. Grand Scenic z "WF-u" jest po prostu poprawny, ale z niedoskonałościami jezdni rozprawia się bardzo dobrze i jego zawieszenie nawet nie piśnie!
Co innego Orlando. Nie wiem, czy to wina 18-calowych kół w testowanym egzemplarzu, jednak ani kierowca, ani dzieci z pewnością nie zaakceptują sposobu dostrojenia zawieszenia. (...)
Ma być oszczędnie - tak mówi ojciec rodziny! Z drugiej strony w trasie czasem przydaje się więcej mocy, bo wtedy wszelkie manewry są bezpieczniejsze. Co ciekawe, 163-konne Orlando i 130-konny Grand Scenic kosztują niemal tyle samo. (...)
Większą moc Chevroleta czuć na każdym kroku. Może wynika to z zaskakująco małego skoku pedału gazu jak na turbodiesla, ale "amerykanin" szybko nabiera prędkości, chętnie kręci się powyżej 4000 obr./min i dobrze reaguje na polecenia wydawane prawą stopą. (...)
Tego nie spodziewałem się ja, nikt z redakcji ani kolega - ojciec rodziny. Orlando przy 10. próbie hamowania zatrzymało się po 36,8 m! To absolutny szok, zaskoczenie i nie wiem, co jeszcze. Tym samym "amerykanin" okazał się lepszy od wielu o wiele szybszych samochodów, jakie testowaliśmy. A Renault? Zostało zmiażdżone! Jego hamulce spisały się słabo. Różnica wyniosła ponad 5 m! (...)
Tyle samo, co oznacza, że cena jest konkurencyjna w stosunku do rodzinnych kombi. Wyposażenie jest bardzo zbliżone, ale w Orlando pod maską dzieje się więcej.
Problem "amerykanina" polega na tym, że Renault jest autem lepszym, bardziej dopracowanym i bez większych wpadek. A Chevrolet? Bardzo nierówny!
Aha. I dobrze mieć kolegów, którzy wiedzą, co to rodzina.
Tekst: Maciej Struk, zdjęcia: Robert Magdziak
Pełen test wraz z pomiarami przeczytajcie w Cars Magazyn o samochodach 9/2011
ZOBACZ TAKŻE:
Chevrolet Orlando od 59 900 zł