Citroen DS3 vs. Peugeot RCZ vs. Renault Clio RS Gordini - test porównawczy | Za kierownicą

Jak się nie wyróżniasz, to cię nie ma. Uczesanie, strój, hobby, rasa ukochanego pupilka czy rodzaj kafelków w łazience... Im wszystko bardziej niespotykane, tym bardziej pożądane i "cool". Nie inaczej jest z samochodami. Muszą być inne, atrakcyjne. No i szybkie, a przy okazji 37 razy mniej popularne od Golfa. My dodaliśmy do tego jeszcze francuskie korzenie, kompaktowe rozmiary i obowiązkową radość z jazdy

Made in France

Do porównania wybraliśmy najbardziej efekciarskie auta spośród francuskiej oferty. Jeśli chodzi o Citroena, nie mógł być to żaden inny model - DS3 w wersji Sport Chic. W przypadku Peugeota sprawa była oczywista - RCZ niesłusznie nazywany francuską "tetetką". Na koniec pozostało najtrudniejsze, czyli Renault. Ze względu na rozmiary Laguna Coupe odpadła w przedbiegach, a Megane RS dla tej dwójki jest po prostu za mocne. Pozostaje opakowane w limitowane wdzianko Clio RS Gordini.

Styl, styl i... jeszcze raz styl

Kiedy stoją obok siebie, wzrok przykuwa Peugeot RCZ. Citroen i Renault to, jakby nie było, zwykłe hatchbacki. Peugeot porwał się na coś zupełnie innego. I stworzył coupe. Oczywiście producent nie zapomniał o charakterystycznej dla swoich samochodów, gigantycznej "paszczy", czyli wlocie powietrza. Ale cała reszta nie przypomina w niczym tego, co można zobaczyć przy okazji innych modeli tej marki. Mamy więc przesadnie napompowane nadkola, 19-calowe felgi ze stopów lekkich, szyby bez ramek osłonięte grubym słupkiem, wysuwany tylny spojler, który przy coraz szybszej jeździe coraz bardziej się chowa. Jest też niesamowicie efektowna, pofałdowana tylną szyba. Całość jest zwarta, elegancka i nacechowana sportowym charakterem.

W nieco inny nastrój wprowadza DS3. Mniej tu sportu, więcej elegancji. To auto ma być przy swoim zabawkowym charakterze nieco bardziej dostojne. Co przede wszystkim zwraca uwagę? Dwa pionowe rzędy diodowych świateł do jazdy dziennej, słupek B w kształcie płetwy rekina oraz starannie i ze smakiem zaprojektowane... logotypy. Być może niebawem będzie można je kupić w galerii jako małe dzieła sztuki. Nie można zapomnieć o 17-calowych obręczach o ciekawym wzorze (do wyboru jest jeszcze siedem innych) i... ogromnych możliwościach personalizacji wyglądu auta. O takich rzeczach jak kolory tapicerki, obić foteli czy gałki zmiany biegów nie warto nawet wspominać. Chcecie rude auto ze zdjęciem (na dachu) zielonego kota zjadającego ananasa? Nie ma problemu. A może wersja przyozdobiona przez Macieja Zienia, projektanta mody i ambasadora marki? Wszystko zależy tylko od zasobności portfela.

Renault przy takim bogactwie możliwości prezentuje się trochę jak kopciuszek. Owszem, limitowana edycja Gordini przyciąga uwagę - nie da się nie zauważyć dwóch dużych, białych pasów ciągnących się przez całe, polakierowane na niebiesko nadwozie, białych lusterek zewnętrznych czy felg, których wewnętrzne części zostały pokryte lakierem o barwie karoserii. Uwagę zwraca też lakierowany na czarno tylny dyfuzor sięgający głęboko pod podłogę auta i dwie sporych rozmiarów końcówki układu wydechowego. Jednak gdyby Clio RS obedrzeć z niebieskiego wdzianka i białych dodatków, auto prezentowałoby się równie efektownie jak każde inne, cywilne Clio. Byłoby zupełnie zwyczajne. Na usprawiedliwienie Renault ma jedno - legendę prawdziwego Gordini, czyli wersji aut, które niegdyś gryzły asfalt na rajdowych trasach.

Ładnie, ładnie i... sportowo

Wnętrza naszej trójki to trzy, zupełnie inne, światy. Środek RCZ doskonale uzupełnia to, co zobaczyliśmy na zewnątrz. I nawet mimo, że sporo elementów pochodzi z innych, czytaj zwykłych Peugeotów, dzięki kilku smaczkom całość wygląda nieźle. Spłaszczona u dołu kierownica ze srebrną wstawką, stylowy zegarek na konsoli centralnej oraz naprawdę ładne, masywne, wygodne i nieźle trzymające ciało fotele podkreślają fakt, że siedzimy w czymś lepszym od zwykłego auta. Tylna kanapa jest właściwie bezużyteczna. Może jedynie służyć za bagażnik. Człowiek tam nie usiądzie, a małe zakupy (których do kufra wejdzie niewiele) zmieszczą się bez kłopotów.

Przesiadam się do Citroena. Wnętrze DS3 w dużej mierze zapożyczono z modelu C3. W żadnym wypadku nie jest to zarzut - kabina nowej "C-trójki" z połyskującymi plastikami może się podobać. Pozycja za kierownicą jest wygodna, tym bardziej, że sportowe, dobrze wyprofilowane fotele można opuścić naprawdę nisko. Wieniec kierownicy jest gruby i dobrze leży w dłoniach, ścięty u dołu od razu zachęca do jak najszybszego uruchomienia silnika. Co istotne, tylna kanapa nie pełni tutaj jedynie funkcji dekoracyjnej i bez większego wstydu można na nią zaprosić każdego.

Na koniec Gordini. Wnętrze wita nieco bardziej spartańskim klimatem. Wystarczy jednak chwila, by przekonać się, że tutaj chodzi o sport. Jest minimalistycznie i prosto. Poza plakietką z numerem seryjnym auta są aluminiowe pedały, gruba kierownica z dwoma białymi pasami, które w pozycji wyjściowej pokrywają się z tymi na nadwoziu i gałka zmiany biegów z logiem Gordini i bez oznaczonych przełożeń. Do tego wygodne, ale nieco za słabo podtrzymujące i za wysoko umieszczone, sportowe fotele. Środek Clio nie udaje wymuskanego elegancika z aspiracjami. Jest trochę grubiański. Może nie wali pięścią w twarz, ale sprzedaje solidnego "liścia" w policzek. I od razu zachęca do ruszenia. Z piskiem opon.

Jazda, jazda i... JAZDA!

Wracam do pociągającego Peugeota. Jego wygląd elektryzuje najbardziej. Czy rzeczywiście to taka francuska "tetetka"? Już po pierwszych kilometrach pozbywam się wszelkich złudzeń - RCZ poza typem nadwozia nie ma z Audi nic wspólnego. Nie znaczy, że jest źle. Ba, jest naprawdę dobrze. Początkowo drażni mnie trochę dźwięk układu wydechowego. Przypomina nieco rezonującą puszkę. Inżynierowie mogli bardziej zadbać o sportowe doznania akustyczne. Bardziej wrażliwym polecam podkręcenie głośności systemu audio, który nieźle gra. Po rozgrzaniu silnika muzykę można ściszyć, jest nieco lepiej.

Pedał gazu w podłogę i jazda! Pierwsze zaskoczenie to skrzynia biegów. Z reguły pracę peugotowskich przekładni w najlepszym razie można uznać za poprawną. Tutaj działa precyzyjnie, praca lewarka jest przyjemna i nie musze się skupiać na trafianiu w poszczególne biegi. Co istotne, równie dobrze spisuje się znany silnik 1.6 THP. Do tego stopnia, że właściwie dopiero po zerknięciu na prędkościomierz uświadamiam sobie, że jadę sporo za szybko. Turbodoładowana, 200-konna jednostka błyskawicznie wchodzi na obroty a przy tym jest na tyle cicha, że łatwo się zapomnieć i bezwiednie złapać mandat. Do tego wszystkiego dochodzi komfortowe, ale na tyle sztywne zawieszenie, że auto w zakrętach nie ma tendencji do wychylania się na boki. Szkoda jedynie, że na nierównościach tak głośno pracuje. Mimo wszystko w naprawdę niezłych warunkach i nie bojąc się o stan uzębienia z powodzeniem można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa.

Czas na cytrynę. Znając wcześniejsze dokonania Citroena nie spodziewam się wiele - co najwyżej bujającego się pontonu. Ruszam. A niech to. W życiu bym nie przypuszczał, że kiedyś to powiem, ale ten Citroen naprawdę świetnie jeździ. Ok, do niemieckiej precyzji sporo jeszcze brakuje, ale z RCZ maluch DS3 może z powodzeniem powalczyć. 156-konny, turbodoładowany silnik o pojemności 1,6 litra w połączeniu z niewielką masą auta pozwala na dynamiczną jazdę, a zawieszenie wreszcie nie jest tak miękkie, do jakiego Citroen zdążył wszystkich przyzwyczaić. Do tego dochodzi sześciobiegowa skrzynia, która pracuje już zupełnie jak nie w Citroenie. Przyjemnie i bardzo precyzyjnie.

Myślałem, że z wyborem zwycięzcy porównania nie będę miał kłopotu, a już po drugim aucie zaczynam się zastanawiać. Wsiadam do Clio. Przyciskiem uruchamiam 203-konny, wolnossący silnik o pojemności dwóch litrów. Chrapliwe odgłosy są jedynie namiastką tego, co to auto oferuje. Auto wyrywa z miejsca w akompaniamencie ogłuszającego ryku. Głośno jest w środku, głośno jest na zewnątrz. Skok adrenaliny gwarantowany już po przejechaniu pierwszych metrów! Motor na dobre budzi się do życia przy 4 tys. obr./min. Dopiero gdzieś po 7 tys. obr./min zapala się lampka i włącza sygnał informujący, że warto zmienić bieg. Uwierzcie mi, że jeżdżąc Clio RS ten dźwięk będziecie słyszeć bardzo często. Dlaczego? Bo spartańska renówka gwarantuje doznania rodem z aut rajdowych. Zawieszenie świetnie wybiera nierówności - jest twarde i sztywne a przy tym idealne wpasowuje się we wszelkie niedoskonałości nawierzchni. Do tego układ kierowniczy, który nie ma tendencji do prostowania kół w zakręcie.

Po kilku kilometrach moja pewność siebie rośnie do tego stopnia, że wyłączam ESP. Szok - wystarczy kliknąć w przycisk i system się dezaktywuje. Nie trzeba czekać sekundy, dwóch czy pięciu, by samochód upewnił się, że jesteś szaleńcem i chcesz się rozbić na najbliższym zakręcie. W Clio RS klikasz i masz. Świetny patent. Do tego wszystkiego dochodzi spalanie, które zamyka się w 11 litrach (średnio). Pięknie? Nie do końca. Głośny silnik w kilkugodzinnej trasie potrafi nieźle dać w kość. Na fotelach siedzi się nieco za wysoko, a jazdę w nocy utrudniają fatalne seryjne światła. Jazda Renault wymaga też nieco większego skupienia. Nie ma mowy o niedbałym wrzucaniu biegów - wszystko musi być pewne i precyzyjne - a już na pewno nie przy wysokich obrotach, gdzie chwila nieuwagi skutkuje nieprzyjemnym szarpnięciem i chwilową utratą "pary".

Summa summarum

Wszystkie trzy francuskie, każdy w innym stylu. Peugeot jest najładniejszy, najbardziej komfortowy i nieźle się prowadzi, ale jest najmniej praktyczny. Citroen mimo megaefekciarskiego wyglądu jest najbardziej cywilizowany i po prostu najlepszy na co dzień. A Clio RS mimo że nie oferuje wielu wodotrysków w wyglądzie i we wnętrzu (choć w wersji Gordini jest naprawdę nieźle), podczas jazdy zachowuje się niemal jak rajdówka. I mimo że jest głośny i nie tak efektowny jak DS3 i RCZ, daje największą frajdę z jazdy.

Marek Sworowski

ZOBACZ TAKŻE:

TOP 5 | Maluchy premium

Audi A1, Citroen DS3, MINI | Test wideo

Citroen DS3 - ogłoszenia

Więcej o: