Mini Countryman Cooper S | Test | (Nie)Typowe Mini

Countryman ma ewidentne kłopoty z tożsamością. Jeśli komuś jednak nie przeszkadza, że napęd na cztery koła i podniesione zawieszenie tym razem nie oznacza offroadu, to mały crossover może się okazać naprawdę sympatycznym kompanem

Countryman jest pierwszym Mini, który nie jest "born in England". Przeszkadza mu nie tylko przynależność do koncernu BMW, ale też miejsce urodzin. Countryman zamiast w fabryce w Cowlay, gdzie powstają zwyczajne Mini, produkowany jest w zakładach Magny w Austrii. Jest więc pierwszym modelem modnej marki, który brytyjską flagę na dachu nosi tylko do ozdoby.

Pierwszy Countryman pojawił się w 1960 roku. Miał wydłużone nadwozie typu kombi dostępne także z drewnianymi listwami w amerykańskim stylu "woody"

Także nazwa, choć historyczna, nie ułatwia mu życia. Stary Countryman był dwudrzwiowym, nieco wydłużonym kombiakiem z podwójnymi drzwiami bagażnika otwieranymi na boki. Jego duchowym następcą dziedziczącym koncepcję nadwozia został Clubman. Dzisiejszy Countryman, poza ogólnym podobieństwem rodzinnym, nie odziedziczył niczego po przodkach, z czym mógłby się identyfikować. Może ma nawet poczucie, że jest... czarną owcą w rodzinie!

Spróbujmy spojrzeć na niego chłodnym okiem. Nadwozie jest dumnie podniesione podkreślając przynależność do modnego segmentu crossoverów, nadęte błotniki i zderzak z wielkim wlotem powietrza wyglądają jak ze sklepu z akcesoriami tunigowymi. Podobnie jest z kołami - duże, białe i rzucające się w oczy. To prawda, każdy detal został dopracowany tu  w najdrobniejszym szczególe. Nie inaczej jest we wnętrzu, choć to w wielu elementach przypomina te z innych Mini.

Na środku deski króluje olbrzymi prędkościomierz z wkomponowanym w środek ekranem komputera i nawigacji. Przed oczyma kierowcy umieszczono zaś obrotomierz. Każdym detalem możemy się delektować, od boczków drzwi, poprzez klamki drzwi, po najróżniejszej maści przełączniki. Ich kształt dobrze znany jest jednak z innych Mini.

Mini - Historia kultowego auta | Wideo

Nowością jest za to aluminiowa szyna biegnąca między fotelami. Choć podświetlana i bardzo estetyczna z funkcjonalnością niema wiele wspólnego. Nam przynajmniej nie udało się przesunąć zamontowanego na niej podłokietnika. A na przesuwany wygląda. Oszczędności? Countryman nie jest przecież taki tani. W prezentowanej wersji to wydatek grubo ponad 100 tys. zł.

W opcji znaleźć można nie tylko masę gadżetów, na przykład dwa rodzaje tylnej kanapy. Może to być klasyczna ławka lub osobne fotele. Trzeba jednak wtedy pamiętać, że drobne przedmioty umieszczone w bagażniku przy ostrym hamowaniu mogą wpaść do kabiny.

Pod olbrzymią maską, zachodzącą na boki umieszczono jedyny słuszny silnik jakim dysponuje Mini. O jego potencjale świadczy dumny napis Cooper S na tylnej klapie. Do życia budzi go przycisk przy stacyjce. Basowy pomruk wydobywający się z dwóch rur ostrzega: ze mną nie ma żartów. Wrzucam więc nieśmiało "D" i ruszam. Reakcja na gaz jest natychmiastowa, co zachęca do ostrzejszej gry. Podejmuję wyzwanie i po chwili zaczynam cieszyć się jazdą. Hmmm, cieszyć to słowo nieco na wyrost. Zawieszenie jest tak twarde, że do kabiny docierają wszystkie stuki spowodowane najdrobniejszymi nierównościami. W Niemczech na gładkich drogach może i się to sprawdza. U nas raczej nie. Odnoszę wrażenie, że zamiast offroadowego zawieszenie Mini ma jest bardziej sportowe. Ale chyba nie o to chodziło inżynierom.

Napęd obu osi owszem jest, o jego obecności pod pokładem świadczy znaczek "All 4" umieszczony na drzwiach auta. Nie daje on jednak w żadnej mierze pozwolenia na zjazd z drogi utwardzonej. Jadąc Countrymanem nawet mi to przez myśl nie przeszło. Dlaczego? W obawie przed zarysowaniem lakieru i uszkodzeniem zawieszenia. Ciasne zakręty, sprint spod świateł to jego żywioł. Przynajmniej tak auto działa na podświadomość. Sześciostopniowa skrzynia doskonale radzi sobie z przekazywaniem napędu i chociaż ma tryb ręczny, to "automat" spisuje się wystarczająco dobrze.

Countryman został przyjęty przez prasę motoryzacyjną dość chłodno. Po części muszę przyznać kolegom rację, crossover Mini ma pewne problemy z określeniem kim (lub raczej czym) tak naprawdę jest. Ale od kiedy Porsche zbudowało SUV-a z dieslem, a Aston Martin sprzedaje w swoich salonach upiększone Toyoty, czas świętości w motoryzacji minął. Teraz liczy się tylko rachunek ekonomiczny. Na szczęście patrząc na Countrymana i wiedząc ile przyjemności jest w stanie dostarczyć w czasie codziennej jazdy do pracy i z powrotem już wiem, że Mini na pewno na tym modelu nie straci. W słuszności mojej opinii utwierdzili mnie inni kierowcy, aut tej samej marki z uznaniem patrzący na nasze białe auto.

Gaz

Stylowy wygląd z dopracowanymi szczegółami, dynamiczny silnik

Hamulec

Zbyt twarde zawieszenie, wysoka cena, brak regulacji podłokietnika, duży hałas we wnętrzu

Summa Summarum

To nie jest typowe Mini. Zapewnia więcej przestrzeni i siedzi się w nim zdecydowanie wyżej, ale paradoksalnie właśnie te cechy mogą przysporzyć mu największej liczby klientów. Co ważne, Ci wcale nie muszą rezygnować ze sportowych wrażeń, typowych dla aut angielskiej marki.

Żaden producent segmentu premium nie oferuje crossovera w tym segmencie rynku. To czyni Countrymana bezkonkurencyjnym. I tak należy patrzeć na to auto - jako na jedyne w swoim rodzaju. Z jedyną w swoim rodzaju ceną.

Mini Countryman Cooper S All4 | Kompendium

ZOBACZ TAKŻE:

Audi A1, Citroen DS3, Mini | Za kierownicą

Mercedes SLK | Pierwsza jazda

BMW 5 Gran Turismo | Test wideo

Mini Cooper - ogłoszenia

Więcej o:
Copyright © Agora SA