Jeep Cherokee KJ - test | Pierwsza jazda

W stepie Cherokeem, którego okiem nawet sokolim nie zmierzysz, najnowszy Jeep udowodnił, że największe nierówności, pochyłości, odległości i zwierzęta nie są w stanie go powstrzymać

Zerkając w przepaść, zastanawiałem się, co czuł David Livingston, stojąc tu przed 150 laty? I dlaczego dopiero po pięciu latach podzielił się swym odkryciem? Kiedy to zrobił, zewsząd zaczęli ściągać ciekawscy. By uchronić swoje konie i woły przed muchami tse-tse, ostatnie 80 kilometrów pokonywali piechotą. Z pewnością nie żałowali. Pogrążeni w tęczowej mgiełce patrzyli, jak 10 tys. metrów sześciennych wody w jednej chwili rozbija się z hukiem o majaczące w dole głazy.

Dziś nad Wodospady Wiktorii pielgrzymują tłumy. To leżące na końcu świata miejsce dzieli od Warszawy niecałe 20 godzin lotu. Wszystko jest tu inne, chociaż... Nie.

Bez wątpienia Jeep

Chyba nie ma człowieka, który na widok Jeepa wybałuszyłby oczy. 9 mln sztuk wyprodukowanych w ciągu 60 lat pozwoliło mu opanować 120 krajów i stać się iście globalnym autem. Nawet tu dwa szeregi nowiutkich Cherokee bardziej niż obsługę hotelu ciekawią dziennikarzy. Choć zmienione z dala niewiele odbiegają od tych, jakie mijam, jadąc do pracy. Właśnie, jak się miewa dzielny Jeep po face liftingu?

Podchodzę z kluczykami w dłoni, dużą dozą ciekawości i (po tym, co spotkało jego większego brata) szczyptą niepokoju. Uff... Krzywdy mu nie zrobili. Cherokee w każdym calu. Od poprzednika jest nieco szerszy, nieco dłuższy i niższy. Nawet Renegade wygląda jak renegat, a nie zaprzaniec. Wciskam guzik. Czyżby? Nie on. Limited. Tylko egzemplarz z wielkim chromowanym grillem zna odpowiedź na wysłane przez kluczyk hasło.

Wrzucam bagaż, włączam silnik... Nie tak prędko. Jak wszystkie zarejestrowane w RPA auta tak i te mają kierownicę po drugiej stronie. I dobrze. Zmieniając biegi lewą ręką, poprawię motorykę prawej półkuli. Nie zaszkodzi.

Proszę słonia

Gdzie indziej zacząłbym od lusterek. Tu pierwszeństwo ma klimatyzacja. 39 stopni w cieniu to nie żarty. Siedzisko wydłużone o pół centymetra? - Dzięki, Ewa, sam bym na to nie wpadł. Co jeszcze? Zmienione wskaźniki, nieco lepsze materiały... Jest fajnie, tylko za wysoko. Rozumiem, że taka pozycja polepsza widoczność w terenie, ale... Podnoszę kierownicę, by nie obcierała mi nóg. Prawie się udaje. - Nie sądzisz, że siedzimy za wysoko?

Moja zmienniczka kiwa głową. To dobrze, że się zgadzamy, bo spędzimy tu razem cztery dni. Ruszamy. Główną aleją Livingstone wyjeżdżamy za miasto. Jest szeroka. Na tyle, by - jak się dowiaduję - zawrócił na niej zaprzęg ciągnięty przez osiem wołów. Nas ciągną konie, za to w liczbie 204. Ich stadniną jest 3.7L PowerTech - kulturalna benzynówka, w której zmieniono kolektor dolotowy, wałek, rozrząd i którą otulono dźwiękochłonną pokrywą. Czuć, że konie są ułożone i rącze. Tak dobrze dogadują się z pięciobiegowym automatem, że moja gotowa na wszystko lewica w zasadzie nie ma nic do roboty. No, może teraz - auto niebezpiecznie zwalnia na grząskim piachu. Dźwignią obok wybieram 4WD Low. Przednie koła natychmiast pomagają wygrzebać się tylnym. Zresztą zdziwiłbym się, gdyby było inaczej.

Cherokee udowodnił, że jak mało który SUV radzi sobie w terenie. Napęd 4x4, reduktor i 20-centymetrowy skok kół, krótkie zwisy i umiarkowany rozstaw osi - po odświeżeniu nic mu nie ubyło. A nawet przybyło. Jadąc nieskończenie długą i niewiarygodnie prostą drogą (najlepiej widać to z samolotu), mogę bez przeszkód podziwiać półpustynny krajobraz urozmaicony lichymi chatkami, na wpół spalonymi drzewami i snującymi się gdzieniegdzie tubylcami. Rzekę Zambezi przemierzamy w Sesheke. David Livingstone dotarł tu po raz pierwszy w 1853 r. Musiały upłynąć dwa lata, nim odkrył Wodospad Wiktorii odległy w linii prostej o całe... 10 mil.

My milę dalej żegnamy Zambię i witamy Namibię. To liczące 15 lat państwo na obszarze równym połowie Alaski nie ma żadnego jeziora i tylko jeden procent ziemi nadającej się pod uprawę. Może dlatego tutejszym urzędnikom jakoś nie spieszno nas wpuścić. Kwestionują formularze, każąc dopisywać to i tamto. Mam wrażenie, że parę banknotów o nominale 100 kwacha rozwiązałoby problem (żartuję, kwacha są w Zambii). W końcu szlaban wędruje w górę, a my szybko, by nie nadwątlić zasobów naturalnych Namibii, kierujemy się ku Botswanie.

Druga granica i czwarty formularz pozwalają mi odkryć, że w Afryce najważniejszą rzeczą jest... długopis. Burmistrza gminy Warszawa Bemowo z pewnością połechce fakt, że wzmianki o jego istnieniu domaga się każdy napotkany w Afryce Południowej urzędnik. Na szczęście biurokracja rychło ustępuje naturze. Liczący ponad milion hektarów Park Narodowy Chobe aż roi się od zwierzyny, a najbardziej widoczne są...? Oczywiście słonie. Ponieważ jest ich tu 70 tys., musieliśmy wejść sobie w drogę. Wolno, jak to tylko możliwe, mijamy jedno ze stad, gdy nagle... Trąba, puzon i obój naraz. Taki dźwięk wydaje szarżujący słoń. Na szczęście czerwony Limited przed nami w porę się usunął. Zdenerwował zwierzę, bo - jak wyjaśnił potem Ranger Rob - stanął na jego utartym szlaku do wodopoju. Gdyby nie zdążył... Jeep Cherokee waży niecałe dwie tony. Słoń afrykański ponad sześć.

Go anywhere, do anything

O świcie tropiciel śladów zabiera chętnych na rekonesans. Idę, bo w budzącej się do życia sawannie i tak nie sposób spać. Rad nierad poznaję tajemnice zwierzęcych odchodów. - Co je zostawiło, skąd tu przyszło i w jakim stanie - tłumaczy tropiciel, rozcierając w dłoniach kolejne znaleziska. - Dumps don't lie* - powtarza z namaszczeniem, a ja dziękuję losowi, że ta wiedza nie jest mi potrzebna do życia.

Po śniadaniu - zmiana aut. Do usług melduje się teraz rasowy Renegade z reflektorami dachowymi (o jasności 75 tys. kandeli) i dwiema głównymi innowacjami - nowym dieslem oraz sześciobiegową skrzynią. Taki tandem oznacza wyzwanie dla innego tandemu - mojej lewej ręki i prawej półkuli. Ale już parę kilometrów za Elephant Valley wiem, że nie taki diabeł straszny. Częsta zmiana biegów nie męczy. Przeciwnie. Powiedziałbym, że skrzynia NSG370 pochodzi raczej z Japonii niż ze Stanów. I prawie bym zgadł, bo robią ją w... Niemczech.

A silnik? Też zyskał. Co? Trzy związane ze sobą rzeczy: literki VGT, turbinę ze zmienną geometrią łopatek, 13 dodatkowych koni. 2.8 VGT CRD ma ich teraz 163, co wystarcza do żwawego poruszania się na drodze i poza nią. Po cichu przyznam, że perspektywa spędzenia dwóch dni za kierownicą diesla nie nastrajała mnie radośnie. Raz już wyjaśniałem, że nie mam nic przeciwko dieslom, o ile mają przynajmniej sześć cylindrów. Czyli o dwa więcej. Krótko mówiąc, bałem się klekotu, drgań i przyspieszeń godnych windy towarowej.

A tu, proszę! Klekot ustaje od 50 km/h wzwyż, drgania są niemal niewyczuwalne, a przyspieszenie pozwala zerwać przy ruszaniu grubą warstwę rdzawej ziemi. Dość powiedzieć, że przez chwilę zastanawiałem się, czy nie jest to aby najszybszy Renegade. Zwłaszcza w zakresie 80-120 km/h.

Za chwilę poznam pełnię jego możliwości. Czas na próby terenowe. Jazda korytem wyschniętej rzeki to tylko namiastka tego, co dzieje się potem. Półmetrowe kamulce, 40-stopniowe podjazdy, strome trawersy, szerokie rozpadliny... Odnoszę wrażenie, że tylko dwie rzeczy mogą powstrzymać Cherokee'ego: złe opony i... kierowca. Zdarza się, że jakiś głaz grzmotnie nas w podwozie z siłą miny przeciwczołgowej. A on nic. Bywa, że ktoś z konwoju uderzy w drzewo - nic. Zaryje zderzakiem w ziemię - też nic. Teraz wierzę, że jego nadwozie, mimo że samonośne, w niczym nie ustępuje ramowym. W takim razie chyba tylko stali o podwyższonej wytrzymałości, z jakiej zrobiono płytę podłogową, zawdzięczamy to, że po całym dniu wymyślnych terenowych tortur nic w nim nie skrzypi ani nie trzeszczy. "Wszędzie wjedzie, wszystko zrobi?" No proszę, czasami reklamy nie kłamią...

Kto tu jest królem?

Przy okazji wyszła na jaw inna ciekawostka. Czyżby w terenie manual był lepszy od automatu? O ile przy pierwszej skrzyni, zjeżdżając ze stromizn, wystarczyło nie dodawać gazu, o tyle przy drugiej (nawet na 1 Low) trzeba było pomagać sobie hamulcem. Dochodzę jednak do wniosku, że to tylko kwestia liczby biegów ciaśniej zestopniowanych tam, gdzie jest ich więcej.

Przerwa na kawę pozwala ocenić bilans strat. Są znikome. Na podwoziu zamiast spodziewanych wyrw i poskręcanej blachy dostrzegam ledwie widoczne zadrapania. Znacznie bardziej rzucają się w oczy te pozostawione przez drzewa i krzewy. Matowe rysy zdolne doprowadzić do rozpaczy właścicieli innych aut na karoserii Jeepa wyglądają jak blizny bojowe. To, że jest ich dużo więcej po lewej, dowodzi trudności z przestawieniem się prawostronnych kierowców na lewostronny ruch.

Mnie najtrudniej przywyknąć do tutejszych urzędników. Na rogatkach Zambii znów przekonujemy się, jak niedojrzałe owoce wydaje kampania antykorupcyjna rozpoczęta dwa lata temu przez prezydenta Levy'ego Mwanawasę. Swoją drogą - skąd oni biorą drzewa na te tony formularzy?

Wspólny język bez trudu znajdujemy za to z członkami Xhosa, plemienia żyjącego tam, skąd wziął się Homo sapiens. Pytani o nowego Jeepa nie skąpią cmoknięć i mlasków. Może dlatego, że - jak przystało na mieszkańców kolebki ludzkości - porozumiewają się mlaskowym? Urzekający język. Niestety, na naukę już za późno (nie opanujesz go w dzieciństwie - nie pogadasz; trzeba mieć właściwe podniebienie). Mogę jedynie pobrać dźwiękową próbkę, która oszczędzi mi mozolnego opisywania nieopisanego.

Najdziwniejsze w całej tej eskapadzie jest jednak co innego. Gdzie podziały się lwy? Spotykaliśmy rozmaite zwierzęta z hipopotamem i krokodylem włącznie, a lwa ni na lekarstwo. Czyżby dwa tuziny gotowych na wszystko Cherokeech wystarczyły, by zdetronizować króla dżungli?

* odchody nie kłamią

***dane producenta

CENY

Cherokee 3.7L Renegade

180 km/h

204 KM

154 208 zł

Cherokee 2.8CRD Renegade

174 km/h

163 KM

158 966 zł

Jeep Cherokee 3,7 Limited

USA 24 210 dolarów

Francja 31 900 euro

GAZ

Duża przyjemność z jazdy, ponadczasowy wygląd, spora dzielność w terenie, dobry komfort resorowania, precyzyjna 6-biegowa skrzynia mechaniczna, mocne silniki 2.8 i 3.7, obszerne wnętrze, spora przestrzeń bagażowa

HAMULEC

Plastykowe wnętrze, kierownica umiejscowiona za nisko względem fotela i regulowana tylko w jednej płaszczyźnie, przyciski otwierania okien na tunelu środkowym, znaczna masa, mało miejsca na lewą stopę

CO ZMIENIONO?

Zmodyfikowano silnik benzynowy V6 PowerTech

Nowy silnik Diesla zyskał turbosprężarkę ze zmienną geometrią łopatek, a w efekcie 13 dodatkowych koni

Wprowadzono 6-stopniową skrzynię biegów dla wersji 2.4 i 2.8VGT CRD

Zwiększono pojemność baku

Odświeżono wygląd (pas przedni, grill, lampy przeciwmgielne, nakładki błotników, listwy boczne, obręcze kół, reling dachowy)

Poprawiono detale wnętrza

Zadbano, by oparcia foteli po złożeniu tworzyły płaską powierzchnię bagażową

CO WYBRAĆ?

Gładko pracująca, niewysilona V6 robi dobre wrażenie. Gdyby tylko nie paliła 18 litrów w mieście... Za dużo?

To może nowy turbodiesel? - Ma moment widlastej ósemki, moc widlastej szóstki, a pali jak zwykła czterocylindrówka - zachwala Craig Love z Chrysler Group. Owszem. Szkoda, że cena też jest ośmiocylindrowa; niemal pięć tysięcy złotych dopłaty do V6?

Oba silniki są niezłe, tyle że cicha benzynówka da nam popalić na stacji, a oszczędny diesel nie da nam posłuchać radia. Najważniejsze, że oba dają pojeździć. Dużo lepiej niż znacznie tańszy 2.4 PowerTech. 147 koni w tym wydaniu może wystarcza do zmagania się z niemal dwutonową masą. Ale czy i z terenem?

Z trzech oferowanych wersji wyposażenia Sport, Limited i Renegade radzimy zwrócić uwagę na tę trzecią. Ponieważ wygląda najbardziej terenowo, jej wnętrze nie rozczarowuje tak bardzo, jak w dużo bardziej obiecującej (chromy, lakierowane nadkola) wersji Limited.

SUMMA SUMMARUM

Cherokee po face liftingu nie tylko wygląda, ale i jeździ lepiej. M.in. dzięki nietypowej konstrukcji nadwozia (samonośne typu Uniframe) jego konstruktorzy zdołali pogodzić dwie sprzeczności:

niezły komfort zawieszenia, stosunkowo nisko (jak na "wszędołaza") umiejscowiony środek ciężkości i dość precyzyjny układ kierowniczy pozwalają na długie i przyjemne podróże po twardych drogach

spory skok kół, krótkie zwisy, reduktor i mocne silniki (nie dotyczy wersji 2.4) - także poza nimi.

Takim rasowym, ponadczasowym autom wybacza się wiele (np. wnętrze dużo mniej efektowne od karoserii, wykonane z poślednich materiałów i zapewniające przeciętną ergonomię), zwłaszcza jeśli oferują coś znacznie bardziej istotnego: radość z jazdy po każdej drodze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.