Dwójka radych z klubu Wszystko dla Gdańska wpadła na ciekawy pomysł. Marta Magott oraz Maximilian Kieturakis chcieli, aby na ulicach trójmiejskiej metropolii pojawiło się tęczowe przejście dla pieszych. Radni złożyli w tej sprawie interpelację do władz miasta. O sprawie donosi serwis trojmiasto.pl.
Tęczowe przejście – w opinii Marty Magott oraz Maximiliana Kieturakis – miałoby się stać rodzajem publicznej deklaracji, że Gdańsk jest "miastem akceptacji, różnorodności, miastem otwartości, a także miastem równych szans dla wszystkich, także innych – nie tylko ze względu na ich orientację psychoseksualną czy tożsamość płciową". Szans na takie przejście dla pieszych jednak nie ma. Władze miasta nie zgodziły się bowiem na wyznaczenie tęczowych "zebr". Powód? Wiceprezydent – Piotr Borawski tłumaczy, że takie przejście byłoby niezgodne z aktualnie obowiązującymi przepisami.
Można mówić o złej woli czy zarzucać władzom Gdańska inne intencje. Prawda jest jednak taka, że mają one... świętą rację. Bo tęczowe przejście dla pieszych de facto nie byłoby żadnym przejściem dla pieszych. Wzór oznaczania powierzchni jezdni, drogi dla rowerów lub torowiska tramwajowego, przeznaczonej do poprzecznego ruchu pieszych, jest ściśle określony w rozporządzeniu. I tam można znaleźć co najmniej kilka rozbieżności między znakiem drogowym P-10 a tęczowym przejściem. Przepisy wymagają np. tego, aby:
Tęczowe przejście nie byłoby traktowane jako przejście dla pieszych. Piesi straciliby zatem na nim pierwszeństwo. Musieliby ustąpić go pojazdom. To raz. Dwa, taka sytuacja mogłaby prowadzić do niebezpiecznych scenariuszy drogowych. Trzy, uznanie tęczowego przejścia za przejście dla pieszych wymagałoby głębszych zmian w przepisach. Chodzi o aktualizację prawa drogowego i przede wszystkim rozporządzenia w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych.
Na świecie i w Polsce były już podobne próby. Tęczowe przejścia dla pieszych funkcjonują np. w Holandii, Belgii, Wielkiej Brytanii czy Norwegii. Pojawiły się także we Wrocławiu czy Słupsku. W tych dwóch miastach jednak urzędnicy podkreślali, że są wynikiem oddolnej samowoli. Żaden z przedstawicieli władz miasta nie wydawał zgody na ich wyznaczenie.