Jazda samochodem w nocy bywa naprawdę trudna. Na nieoświetlonych drogach kierowca może się wspierać reflektorami i światłami mijania czy drogowymi. Te jednak nie załatwiają sprawy. Bo nie zawsze prowadzący w porę dostrzeże dzikie zwierzę czające się w rowie. Czasami nawet dobrze nie jest w stanie obserwować znaków drogowych.
Na tę druga kwestię Australijczycy mają ciekawy patent. Wpadli bowiem na pomysł, aby pasy na jezdni dodatkowo pokrywać warstwą farby fluorescencyjnej. Skutek? W nocy pasy, zamiast stawać się bladymi plamami na jezdni, dosłownie rzucają się w oczy za sprawą wyraźnie widocznego odcienia zielonego. Kierowca dzięki temu może obserwować przebieg drogi, jest informowany o zbliżającym się zakręcie czy braku możliwości wyprzedzenia.
Rozwiązanie jest właśnie testowane w ramach programu poprawy bezpieczeństwa. Australijski patent jest sprytny, łatwy we wdrożeniu i tak naprawdę niezwykle tani. Wystarczy uzupełnić odblaskami farbę wykorzystywaną do malowania znaków na jezdni. W polskich realiach również stosuje się odblaski na jezdni. Są to jednak głównie punktowe elementy odblaskowe. Służą one do wyznaczania prawej i lewej krawędzi jezdni oraz pasów ruchu. Punktowy odblask jest jednak mniej efektywny od odblaskowej linii.
Pewnie was to mocno nie zdziwi, ale przeszkodą do stosowania australijskiego wynalazku na polskich drogach mogą stać się... krajowe przepisy. Konkretnie chodzi o rozporządzenie ministrów infrastruktury oraz spraw wewnętrznych i administracji z dnia 31 lipca 2002 r. w sprawie znaków i sygnałów drogowych. To w par. 86 pkt 2 wyraźnie mówi o tym, że "znaki drogowe poziome są barwy białej lub żółtej". Na zdjęciu obrazującym eksperymentalne pasy w Australii natomiast ewidentnie widać kolor zielony. Kolor, który nie łapie się w wąski katalog barw dopuszczonych w naszym kraju. Skutek? W sensie prawnym linia taka przestałaby być znakiem drogowym. Kierowcy nie musieliby się do niej stosować i nie mogliby za to otrzymać mandatu karnego.
Absurd, powiecie? Z pewnością tak. Jednak nie pierwszy i nie ostatni, który czeka na kierowców. Bo choć przepisy z jednej strony bywają niezwykle mało precyzyjne (np. w kwestii zasad na rondzie czy wyposażenia motocyklisty), z drugiej strony w niektórych przypadkach okazują się szczegółowe aż nadto. Bezsensownie szczegółowe nawet.