Jeżeli jest znak ostrzegający o fotoradarze, to urządzenie może działać. Gdy znaku nie ma, spokojnie można je ignorować? I tak, i nie. Jeszcze kilka lat temu odpowiedź na pytanie była oczywista. Nie można było dostać mandatu. Dziś już tak nie jest. Legislatorzy wyłączyli z użytkowania jeden z aktów prawnych. To oznacza, że zapanowało przepisowe bezkrólewie.
"Stacjonarne urządzenia rejestrujące dokonujące pomiaru prędkości poprzedza się każdorazowo znakiem drogowym D-51". Tak wyraźnie mówi par. 5 rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 17 czerwca 2011 r. w sprawie warunków lokalizacji, sposobu oznakowania i dokonywania pomiarów przez urządzenia rejestrujące. Stanowcze stwierdzenie i użycie słowa "każdorazowo" zamyka sprawę? Nie do końca. Bo ten akt prawny został uchylony w roku 2015. I od tamtej pory nie pojawił się jego "następca".
Odpowiedzi na pytanie zadane w tytule tego materiału trzeba zatem szukać w innych aktach prawnych. Te tak stanowcze jednak już nie są. O jakich aktach konkretnie mowa? Te są tak naprawdę dwa:
Jak już wspominałem, w obydwu obowiązujących aktach prawnych brakuje kategorycznego połączenia między znakiem a kontrolą prędkości. To tworzy szerokie pole do interpretacji. Pozwala np. myśleć, że brak znaku wcale nie musi oznaczać braku kontroli prędkości. Całe szczęście skomplikowany system prawny raczej nie przenosi się na sytuację drogową. Nie spotkałem się jeszcze w Polsce z sytuacją, w której fotoradar nie był oznaczony tablicą D-51. Chyba że mówimy o fotoradarze, który dopiero co został ustawiony i jeszcze nie pracuje w ramach sieci CANARD.
W efekcie, na 90 proc. można stwierdzić, że gdy kierowca widzi fotoradar, ale nie widzi przed nim znaku D-51, urządzenie nie realizuje pomiarów (chyba że testowe), nie wykonuje zdjęć pojazdów (chyba że testowe) i tym samym nie wystawia mandatów za przekroczenie prędkości.