Zakup samochodu stanowi poważny wydatek. To jednak dopiero... początek kosztów. Bo później kierowca musi płacić za paliwo, ale także ubezpieczenie, przegląd techniczny i eksploatację. Kluczem eksploatacyjnym jest wymiana oleju. I to właśnie do niej odnosi się nasz dzisiejszy materiał.
Jeszcze dekadę czy dwie temu odpowiedź dotycząca interwału wymiany oleju była oczywista. Kierowca powinien zmieniać środek smarny co 10 do 15 tys. km lub raz w roku. Aktualnie interwał ten został jednak wydłużony. W przypadku samochodów osobowych producenci zalecają wymianę oleju co 30 tys. km lub raz na dwa lata. Powód? Po pierwsze stosowane są nowoczesne środki smarne typu long life. One – przynajmniej w teorii – wytrzymują takie przebiegi i zachowują pełne właściwości. Po drugie dodatkowym skutkiem jest większa ulga dla środowiska. Eksploatacja samochodu generuje mniejsze obciążenie i mniejszą ilość szkodliwych odpadów.
W tym punkcie wszystko wydaje się dobre? Kierowca dwa razy rzadziej musi zmieniać olej. Ma zatem o połowę mniej kosztów. W skrócie mówiąc, oszczędza i to sporą ilość gotówki. Szczególnie że przegląd olejowy kosztuje poza ASO przeciętnie jakieś 500 do 600 zł. To jednak oszczędności pozorne. Mechanicy bowiem ostrzegają, że wydłużony interwał serwisu olejowego może być groźny dla silnika w sensie długofalowej eksploatacji pojazdu.
Stosowanie się do przeglądów olejowych typu long life jest groźne dla kilku układów. Pierwszym z nich jest układ rozrządu. Zbyt długo eksploatowany olej może się odbić na stanie łańcucha rozrządu, napinacza łańcucha rozrządu czy nawet... paska. Szczególnie paska stosowanego przez grupę Volkswagena i dawne PSA. Mowa o pasku smarowanym olejem podczas pracy. Poza tym przepracowanego oleju nie lubi drogie w wymianie koło zmiennych faz rozrządu.
Kolejny problem dotyczy turbosprężarki, zbierania się nagarów czy krążenia zanieczyszczeń w oleju. Przepracowany olej może też stopniowo prowadzić do przytarcia metalowych elementów. Ich skutkiem staną się opiłki, które pojawią się w układzie smarowania. A to cały czas nie koniec listy. Bo jest też kwestia silników diesla z filtrem cząstek stałych. Tu olej w wyniku nieprawidłowo przeprowadzonego wypalania DPF (np. podczas jazdy miejskiej) miesza się z paliwem. Zmienia się skład i właściwości środka smarnego. Przy dwuletnim interwale wymiany to szczególnie groźne.
Skoro wydłużony przebieg między wymianami oleju jest groźny dla silnika, czemu producenci go zalecają? Powody są dwa. Pierwszy jest taki, że oni dają gwarancję na auto na dwa, maksymalnie trzy lata. Problem z silnikiem i jego naprawą nie będzie zatem ich problemem. Usterka na 100 proc. pojawi się bowiem po minięciu okresu ochrony producenckiej.
Po drugie producenci mają inne podejście do tematu "czasu życia samochodu" od kierowcy. Dla nich czas życia w kontekście silnika oznacza zazwyczaj jakieś 160 do 180 tys. km. Dla kierowcy taki przebieg może oznaczać dopiero początek eksploatacji. Auta używane często są kupowane z większą ilością kilometrów na liczniku. Jeżeli zatem producent wylicza czas życia na 160 tys. km, do takiej wartości będzie dostosowywać interwały wymian. Wydłużony interwał serwisu olejowego pozwoli silnikowi bezawaryjnie dotrwać do tej wartości. To już nie są czasy, w których silnik został zaprojektowany, aby pokonać 500 tys., 700 tys. czy milion km.
To wszystko sprawia, że wniosek płynący z tego materiału może być tylko jeden. Nawet jeżeli producent zaleca wymianę oleju co 30 tys. km lub dwa lata, skróćcie ten interwał. Wymieniajcie go nadal co 15 tys. km lub raz w roku. Dla dobra waszego samochodu i przede wszystkim portfela. To pozwoli wam uniknąć poważnych kosztów.