Wśród kierowców cały czas pokutuje przekonanie, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do... niczego. Czy ta zasada znajduje zastosowanie w przypadku opon całorocznych? Nie do końca. Choć kwestia ich popularyzacji to też fakt współwystępowania aż trzech czynników.
W poprzednich latach sprzedaż opon całorocznych w Polsce rosła nawet o 70 proc. Co więcej, to do nich należy dziś blisko 30 proc. rynku ogumienia. Takie wyniki nie są efektem przypadku czy wygodnictwa. To raczej kwestia działania dość zasadniczych kwestii.
Dla dalszych rozważań najważniejszy jest punkt trzeci. Bo on wyraźnie wskazuje, że opony wielosezonowe nie są dobrym rozwiązaniem dla każdego. To złoty środek. Złoty środek, który sprawdzi się w aucie o przeciętnej mocy, które rzadko wyściubia nos poza miasto. Taki pojazd nie potrzebuje bowiem imponujących warunków trakcyjnych. Nie oferuje mocy, którą trzeba poskromić w każdej minucie jazdy. Rzadko spotyka się też z drastycznie skrajnymi warunkami pogodowymi np. zimą. Dodatkowo to też pojazd, który pokonuje góra kilkanaście tysięcy kilometrów rocznie. To przebieg, który pozwoli na kilkuletnią eksploatację opon wielosezonowych.
Ogumienie całoroczne nie sprawdzi się natomiast w przypadku aut mocno eksploatowanych i użytkowanych głównie w trasie. Zadecydują o tym duże przebiegi. Te odbiją się szczególnie mocno na stanie bieżnika zwłaszcza w porze ciepłej. Wtedy ślad poddawany jest trudnej próbie. To może oznaczać konieczność wymiany na nowy komplet nawet co dwa sezony. Poza tym chodzi też o bezpieczeństwo. W trasie łatwiej o skrajne warunki drogowe zimą. A nawet najlepsza opona całoroczna nigdy nie poradzi sobie tak dobrze na śniegu, jak najlepsza opona zimowa.