Rozbieganie silnika zaczyna się dość niewinnie. Silnik samoczynnie zaczyna zwiększać obroty. Można zdjąć nogę z gazu, a wskazówka obrotomierza i tak wspina się ku górze. Awaria kończy się natomiast zazwyczaj tragicznie. Bo silnik ulega zatarciu. Nadaje się na ogół wyłącznie do wymiany.
Rozbieganie silnika diesla to nic innego, jak przedostanie się oleju silnikowego do komory spalania. Oleju, który w tym momencie staje się nie tyle środkiem smarnym, co raczej paliwem. Groźnym paliwem, bo w dieslu zapłon odbywa się samoczynnie. Konieczna jest temperatura i ciśnienie, a nie np. iskra – jak w silniku benzynowym. Właśnie dlatego silnik zaczyna działać bez względu na naciskanie lub puszczanie pedału przyspieszenia. Kierowca całkowicie traci nad nim kontrolę.
Rozbiegany diesel dość szybko osiąga obroty maksymalne. Mówiąc potocznie, zaczyna wrzeszczeć. Gdy do rozbiegania dojdzie na włączonym biegu, samochód będzie jechał. Dopiero rozłączenie przekładni sprzęgłem pozwoli wyhamować. Ale też tylko pojazd, a nie silnik. Podczas rozbiegania silnika z rury wydechowej wydobywają się gęste tumany jasnego dymu. To efekt spalania paliwa, a nie oleju napędowego.
Na powstanie efektu rozbiegania wpływ mają dwie rzeczy. Pierwszą jest technologia spalania paliwa. Jak już wspominałem, diesel ma zapłon samoczynny. Druga dotyczy "dostaw" oleju. To zazwyczaj wynik uszkodzenia uszczelniaczy turbosprężarki. W wyniku np. zużycia łożysk środek smarny dostaje się do układu dolotowego. Trafia zatem razem z powietrzem do komory spalania. Obroty rosną, zatem turbosprężarka przyspiesza. Do komory spalania trafia więc jeszcze więcej oleju. Tak problem zaczyna się zapętlać.
Efekt rozbiegania silnika diesla jest groźny. I to nie tylko dla samej jednostki napędowej. Bo po jej zatarciu może dość do rozerwania korbowodu i przebicia nim bloku. Na tym jednak nie koniec. W skrajnym przypadku ogromna temperatura spowoduje nawet pożar w komorze silnika. Ten szybko jest w stanie objąć całe auto.
Powstaje zatem pytanie. Czy rozbieganego diesla da się zatrzymać? Wyjęcie kluczyka ze stacyjki na niewiele się zda. Chyba że pojazd ma np. blokadę dolotu. Jedną metodą zatrzymania rozbieganego motoru wysokoprężnego jest tak naprawdę jego zdławienie. Kierowca, zamiast wrzucać luz podczas jazdy, powinien wbić maksymalnie wysoki bieg przy maksymalnie niskiej prędkości. Po puszczeniu sprzęgła układ przeniesienia napędu zablokuje wał korbowy, a jednocześnie ruch cylindrów w tłokach. To powinno sprawić, że jednostka napędowa zgaśnie.
Taki mechanizm uratuje silnik, odbije się jednak na stanie sprzęgła i koła dwumasowego. Trzeba się liczyć z tym ryzykiem. To raz. Dwa, rozbieganego silnika nie wolno odpalać ponownie. Efekt powróci. Trzy, problem zaczyna się w przypadku skrzyni automatycznej. Nie ma jak wykonać efektu dławienia. Zablokuje go sterownik skrzyni.
Alternatywnie kierowca może też starać się zatkać przepływ powietrza w dolocie na postoju. To wymaga jednak wiedzy technicznej i wiąże się z większym ryzykiem. Kierowca będzie musiał bowiem otworzyć dolot, w którym krąży właśnie gorący olej. Dodatkowo będzie musiał otworzyć maskę, a przecież wał korbowy w każdym momencie może przebić blok. To sytuacja niebezpieczna.