O eksploatacji samochodów opowiadamy również w tekstach publikowanych w serwisie Gazeta.pl.
Klimatyzacja to złoty wynalazek. I mają okazję przekonać się o tym wszyscy kierowcy podczas letnich przejażdżek. Bo gdy na dworze temperatura w cieniu dochodzi do 35 stopni Celsjusza, w kabinie panuje przyjemne 21 stopni. Czasami może się jednak okazać, że choć kierowca naciśnie na konsoli przycisk z napisem AC, we wnętrzu samochodu wcale tak chłodno nie jest. Taki scenariusz może oznaczać jeden z trzech problemów.
Pierwszy powód słabego chłodzenia wnętrza dotyczy ubytku czynnika chłodzącego. To proces jak najbardziej naturalny. Każdego roku w pełni sprawnym układzie klimatyzacji znika nawet 10 do 15 proc. objętości czynnika. W efekcie już po 3 czy 4 latach wydajność pracy schładzacza może się drastycznie osłabić. W czasie intensywnych upałów z kanałów wentylacyjnych będzie się wydobywać nie chłodne, a raczej letnie powietrze.
Ilość czynnika chłodzącego można uzupełnić podczas przeglądu klimatyzacji. Choć słowo uzupełnić nie jest tu do końca właściwe. Czynnik nie tyle się uzupełnia, co powinno się go odessać z układu i wymienić na nowy. Ma on bowiem zdolności higroskopijne. Przepracowany będzie zatem w jakiś stopniu zużyty. Samo uzupełnienie może zatem nie usunąć problemu. W przypadku czynnika starego typu o oznaczeniu R134a procedura wymiany zostanie wyceniona na jakieś 200 do 250 zł. W przypadku czynnika nowego typu R1234yf cena okaże się przeciętnie dwukrotnie wyższa.
Procedury z uwagi np. na koszty nie warto jednak ignorować. Bo mała ilość odczynnika odbija się nie tylko na chłodzeniu kabiny. Środek zawiera też olej smarujący kompresor. Mała ilość czynnika oznacza zatem gorsze jego smarowanie. Skutkiem może się stać nawet awaria mechanizmu.
Czynnik był niedawno uzupełniany. Jego poziom jest prawidłowy. Kompresor się odpala, a klimatyzacja mimo wszystko nie chłodzi. Co dalej? No właśnie... Kierowcy w takim przypadku często rozkładają ręce. Rozwiązanie problemu może być jednak prostsze, niż mogłoby się wydawać. Bo czasami o niskiej wydajności schładzacza nie decyduje żadna awaria czy konieczność serwisowania. Powodem może się stać zabrudzona chłodnica. Ta jest umieszczana zaraz za grillem. Podczas jazdy oblepia się zatem piachem, brudem, ale i owadami. To ogranicza przepływ powietrza i sprawia, że w skraplaczu nie następuje pełna wymiana cieplna. W skrajnym przypadku efektu nie jest w stanie zredukować nawet sprawny wentylator.
W takim przypadku chłodnicę klimatyzacji należy po prostu umyć. Najlepiej w tym celu zastosować specjalny środek dostępny w sklepie motoryzacyjnym i szlauch z wodą. Lepiej uważać z myjką ciśnieniową czy różnego rodzajami szczotek. Ciśnienie wody np. na myjni bezdotykowej może uszkodzić żeberka chłodnicy. To samo dotyczy szczotek.
Proces ubywania czynnika chłodniczego może jednak wynikać z nieszczelności. I to już scenariusz dużo mniej korzystny. Decydują o tym dwa powody. Pierwszy jest taki, że o nieszczelności kierowca na ogół przekonuje się po wykonaniu serwisu. Zauważa, że wymiana czynnika nie przyniosła żadnego skutku. Po drugie wszystko zależy od tego, gdzie nieszczelność się pojawiła. Ta równie dobrze może dotyczyć jednego z przewodów, a równie dobrze chłodnicy (uszkodzonej od uderzenia kamienia lub skorodowanej). Różnica jest zasadnicza, bo dotyczy ceny naprawy.
W sytuacji, w której kierowca podejrzewa nieszczelność układu klimatyzacji, nie powinien uzupełniać jej czynnikiem. To nie ma sensu. Lepiej udać się do mechanika w celu przeprowadzenia testu szczelności. Ten polega na wprowadzeniu do układu azotu pod ciśnieniem. Znalezienie nieszczelności oznacza konieczność wykonania naprawy. Tyle że w jej trakcie wymienić trzeba nie tylko uszkodzony obwód. Konieczne jest także czyszczenie układu, wymiana osuszacza i napełnienie go nowym czynnikiem chłodniczym. Zakres prac sprawia, że cena usługi nie będzie niska. Naprawa klimatyzacji kosztuje często 2 tys. zł i więcej.