Jest dzień, kierowca odpala silnik w aucie i automatycznie włączają się światła do jazdy dziennej. Pojazd jest zatem gotowy do drogi i spełnia wszystkie wymogi stawiane przepisami. Te stwierdzenia są prawdziwe, ale tylko w 80 proc. przypadków. Jest bowiem pewien margines sytuacji, w których tak eksploatowany pojazd przyniesie kierowcy mandat.
Osią problemu w tym przypadku są oczywiście światła. Światła do jazdy dziennej – konkretnie. Bo w głos art. 51 ust. 2 ustawy Prawo o ruchu drogowym można ich używać w warunkach normalnej przejrzystości powietrza. W sytuacji, w której na dworze pada deszcz lub mżawka, ewentualnie pojawi się mgła lub zadymienie albo samochód wjedzie do tunelu, kierowca ma obowiązek zmienić światła do jazdy dziennej na mijania. To nie są bowiem warunki normalnej przejrzystości powietrza.
Pewnie pomyślicie sobie, że większość w miarę nowych aut ma dziś czujnik natężenia światła. Samodzielnie "miesza" zatem reflektorami i samodzielnie zmieni typ oświetlenia na właściwy. To jednak i prawda, i nieprawda. Bo automaty montowane w samochodach są różne. Jedna idealnie reagują nawet na najdrobniejsze opady. Inne natomiast pozostają ślepe nawet na oberwanie chmury. Kierowca nawet w przypadku obecności systemu automatycznej zmiany świateł, powinien zatem zachować czujność i kontrolować zachowania pojazdu. Automat czasami bowiem może stanowić jeszcze większą pułapkę i murowany mandat.
Jazda z odpowiednim oświetleniem to kluczowa kwestia w głos przepisów. Nieprawidłowe światła sprawiają, że auto jest mniej widoczne na drodze. Potencjalnie tworzy zatem zagrożenie. Auto jadące na światłach do jazdy dziennej w intensywnym deszczu może nie zostać w porę dostrzeżone np. przez pieszego. Dlatego jazda na nieprawidłowym oświetleniu jest wykroczeniem. Może oznaczać kontrolę drogową i mandat. Ile wyniesie kara? Możliwości jest kilka.