Sieć fotoradarów w Polsce ujawnia nawet 600 tys. wykroczeń rocznie. To daje przeszło 1640 przekroczeń prędkości każdego dnia. I dziś mandat z fotoradaru brzmi groźnie. Bo może oznaczać nawet 2500 zł kary i 15 punktów karnych.
Metoda działania ITD jest prosta. Gdy fotoradar ujawni przekroczenie dopuszczalnej prędkości, system odczytuje na zdjęciu numer rejestracyjny pojazdu. Następnie w bazie CEP wyszukuje właściciela auta. Ten listownie otrzymuje informację w sprawie wykroczenia oraz prośbę o wskazanie osoby, która w danym czasie kierowała pojazdem. Może wskazać siebie lub kogoś innego. I właśnie z tej drugiej opcji coraz częściej korzystają sprytni prowadzący.
Podając dane osoby, która kierowała autem, właściciele aut potrafią wskazywać dane np. Ukraińca lub przedstawiciele innej narodowości, która nie jest zrzeszona w UE. Powód? Do takiej osoby służbom nie uda się dotrzeć. Polska policja nie ma bowiem systemu wymiany danych z krajami spoza UE. Dlatego czasami dane "kierującego" są nawet fikcyjne. Podawane są informacje o osobie, która nie istnieje. Cel takiego zabiegu jest jeden. Właściciel pojazdu uniknie kary, a mandat za prędkość stanie się martwy.
W tym punkcie możecie pomyśleć, że system jest idealny. Było wykroczenie, ale kary nie będzie. Cwany kierowca nie zapłaci mandatu, a służby będą musiały obejść się smakiem. To jednak dopiero pogląd połowiczny. Bo inspektorzy ITD wcale tacy naiwni nie są. Nie muszą przyjmować deklaracji kierowcy bezrefleksyjnie. Mogą bowiem w prosty sposób sprawdzić jego prawdomówność.
ITD ma aktualnie dostęp do Rejestru Dowodów Osobistych. A w nim znajdują się nie tylko dane właściciela pojazdu, ale i jego... zdjęcie! Wizerunek z dowodu inspektor może następnie porównać z wizerunkiem kierowcy zarejestrowanym przez fotoradar. Tym bardziej że współcześnie używane urządzenia wykonują naprawdę ładne i czytelne fotki.
Właściciel auta twierdzi, że prowadził Ukrainiec. Funkcjonariusz ITD na zdjęciu z fotoradaru ewidentnie widzi jednak właściciela. A to oznacza naprawdę poważne kłopoty. Bo posiadacz auta wypełniając deklarację przesłaną przez "krokodyli", składa oświadczenie pod groźbą odpowiedzialności karnej. Skutek? Musi się liczyć z dwoma typami konsekwencji. Kierowca próbujący uniknąć mandatu z fotoradaru na Ukraińca:
Powyższy zapis wyraźnie mówi o tym, że "kto, składając zeznanie mające służyć za dowód w postępowaniu sądowym lub w innym postępowaniu prowadzonym na podstawie ustawy, zeznaje nieprawdę lub zataja prawdę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8".
Metoda uniknięcia mandatu na Ukraińca staje się w Polsce popularna. Ale nie tylko wśród kierowców. Wie o niej także ITD i policja. Czy zatem warto ryzykować? Moim zdaniem nie. Ale ostatecznej odpowiedzi musi udzielić sobie właściciel auta.