Skrzyżowanie to miejsce, w którym kierowca może np. zmienić kierunek jazdy. To z kolei czasami prowadzi do pewnego paradoksu. Bo może się okazać, że o ile jezdnia, z której pojazd startuje, składa się z dwóch pasów ruchu, o tyle na jezdni docelowej pasy są już trzy. Kto ma pierwszeństwo?
Idealna sytuacja jest taka, w której skręt jest dopuszczony z jednego pasa ruchu. W takim przypadku przepisy są precyzyjne w kwestii wskazywania miejsca rozpoczęcia wykonywania manewru. "Kierujący pojazdem jest obowiązany zbliżyć się do lewej krawędzi jezdni, jeżeli zamierza skręcić w lewo". Wyraźnie mówi o tym art. 22 ust. 2 pkt 2 ustawy Prawo o ruchu drogowym. Miejsce "lądowania" pojazdu nie jest już jednak określone. Czy to oznacza, że kierujący może zająć praktycznie dowolny pas, a na skrzyżowaniu zapanuje wolna amerykanka? I tak, i nie.
Tak, bo taki manewr właściwie nikomu nie zagrozi. Przecież samochody wyjeżdżające z jednego pasa poruszają się gęsiego. Nie pojawi się tu możliwość wystąpienia kolizji. No chyba, że z autami skręcającymi w tę samą jezdnię w prawo. One pojadą jako pierwsze. Nie ma dowolności w kwestii zajmowania pasa na jezdni docelowej, bo np. prawo europejskie oparte na Konwencji wiedeńskiej o ruchu drogowym mówi wyraźnie o tym, że manewr skrętu należy wykonać po najmniejszym możliwie łuku. Z lewego pasa wjeżdża się zatem na lewy pas. Kierowcy w Polsce często nie znają tej zasady.
Sytuacja komplikuje się w przypadku, w którym skręt jest dopuszczony z więcej niż jednego pasa ruchu. Co zatem w sytuacji, w której dwa pojazdy na dwóch pasach ruchu skręcają w jezdnię, na której pasy ruchu są trzy? Tu rozpatrywać można dwa scenariusze.
Powyższe zasady są bardzo ważne. Bo w sytuacji, w której kierowca z pasa lewego i prawego mogliby wjechać w dowolny pas na jezdni poprzecznej, powstałby poważny problem. Manewr jako pierwszy musiałby wykonać kierowca jadący pasem... środkowym. Miałby pierwszeństwo wyznaczone na zasadzie prawej dłoni. To doprowadziłoby do sytuacji nieracjonalnych, ograniczenia przepustowości ruchu i powstania zagrożenia drogowego.
Powyższe rozważania tylko na pierwszy rzut oka wydają się skomplikowane jak historia rodziny Forresterów z "Mody na sukces". W praktyce wszystko jest dość intuicyjne. Co się jednak stanie w sytuacji, w której kierowca nie dostosuje się do tych zasad? Jaki grozi mu mandat? Ten będzie wynosił co najmniej 1020 zł i zostanie uzupełniony 10 punktami karnymi. Bo w takim przypadku jedyną możliwą grzywną jest ta, za spowodowanie kolizji. Prewencyjnej kary w takiej sytuacji drogowej przepisy nie przewidują.