Zasady ruchu drogowego dla wielu kierowców są ważne, ale na etapie starania się o uprawnienia do kierowania pojazdami. Później można stopniowo o nich zapominać. To jednak poważny błąd. Przepisy paradoksalnie z każdym rokiem zyskują na znaczeniu. A decyduje o tym cały czas rosnące natężenie ruchu.
Aktualnie w Polsce jest eksploatowanych ponad 27 mln samochodów osobowych. Ponad 2,1 mln to liczba aut, które poruszają się po samej Warszawie! Dla porównania w roku 1990 w całym kraju zarejestrowanych było 5 mln pojazdów. Przeszło trzy dekady przyniosły zatem prawie sześciokrotny wzrost natężenia ruchu.
Odnajdowanie się w tak zatłoczonym środowisku nie jest łatwe. Tak ważne staje się zatem to, aby o podstawowych zasadach ruchu drogowego przypominać kierowcom na każdym kroku. Dziś zajmiemy się zasadą 25, 50, 100, 150 i 300 metrów. Znacie ją? Nie, nie odnosi się ona do kwestii parkowania, a bardzo często pierwszeństwa przejazdu lub też i jego braku. Mówi o tym, w jakiej odległości od miejsca niebezpiecznego, należy umieścić znak ostrzegawczy.
Miejsce ustawienia znaku ostrzegawczego musi zależeć od typu drogi. Dobrze zatem, że ustawodawca stworzył taki podział. Na drodze, na której samochody potencjalnie jadą szybciej, kierowca musi wcześniej być ostrzeżony o zagrożeniu. Tylko w takim przypadku będzie miał czas na podjęcie reakcji, a w tym zredukowanie prędkości i uważniejsze obserwowanie drogi oraz jej otoczenia.
Zakładając, że samochód jedzie 90 km/h, w ciągu każdej sekundy pokonuje 25 metrów. Gdy zatem czas reakcji kierowcy wynosi 1,5 sek., do momentu naciśnięcia na pedał hamulca, auto zdąży pokonać blisko 40 metrów. Droga hamowania pojazdu na suchej i równej nawierzchni wynosi natomiast jakieś 77 metrów. Na mokrej lub śliskiej wydłuża się znacząco.