Zielona naklejka paradoksalnie staje się dla kierowców kolejnym czarnym ludem. Wyraźnie się jej boją. Powód jest jednak oczywisty. Choć ma niepozorny wygląd, jej brak oznacza 500 zł mandatu. Kwota przy karach za prędkość blednie. Tyle że grzywnę za brak naklejki można dostawać codziennie...
No dobrze, ale czym tak właściwie jest ta sławetna zielona naklejka? Wyjaśnienie tej kwestii przynosi art. 39 ust. 9 ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych. Nią okleja się pojazdy samochodowe, które są uprawnione do wjazdu do strefy czystego transportu. Umieszcza się ją w lewym dolnym rogu przedniej szyby pojazdu. Wskazuje ona np. na rok produkcji pojazdu i rodzaj zastosowanego w nim paliwa. Na tej podstawie straż miejska lub policja będą miały możliwość określenia czy emisyjność pojazdu łapie się w wymogi postawione w danej SCT.
Z obowiązku stosowania naklejki zwolniony będzie jeden typ pojazdów. Mowa oczywiście o samochodach elektrycznych i wodorowych, które dodatkowo są wyposażone w zielone tablice rejestracyjne. Zielone tablice zastąpią naklejkę.
Zasady wjazdu do strefy czystego transportu są jasne. Samochód spalinowy potrzebuje do tego naklejki. Ta będzie wydawana przez organy samorządowe. Opłata za naklejkę to 5 zł. Kara za jej brak jest natomiast stukrotnie wyższa. Taką sankcję ustala art. 96c ustawy Kodeks wykroczeń. Choć kwota na poziomie 500 zł jest kwotą maksymalną. To oznacza, że "kto nie przestrzega zakazu wjazdu do strefy czystego transportu, podlega karze grzywny" wynoszącej od 20 do 500 zł.
Z zieloną naklejką na samochodzie i mandatem za jej brak jest pewien problem. A właściwie to nawet trzy problemy.