Kierowcy w granicznych sytuacjach drogowych mogą wdawać się w ostrą polemikę. Czasami dyskusje zamieniają się w rękoczyny. Są jednak przypadki, w których kierujący stają się jednolitą grupą. Nadal bardzo chętnie ostrzegają się światłami przed kontrolami drogowymi. Zwłaszcza teraz, gdy kontrole mogą się zakończyć wielotysięcznym mandatem.
Zasada jest prosta. Kierowca, który minie patrol policji prowadzący np. kontrolę prędkości, ostrzega kierujących na przeciwległym pasie o możliwym pomiarze. Robi to, dwukrotnie migając światłami drogowymi. Prowadzący zaczynają zatem zwalniać, a policjant, zamiast wypisywać mandaty, skupia się na staniu przy drodze z "suszarką" wymierzoną w kolejne wolno poruszające się auta. Ostrzeganie przed policją jest elementem kultury drogowej. Niestety stanowi także wykroczenie. I nie, to nie jest żart...
Kierowca, który za pomocą dwukrotnego włączenia świateł drogowych, ostrzega innych kierujących o pomiarze prędkości, łamie tak naprawdę aż dwa zapisy. Mowa o:
Kierowca, który ostrzega o stojącym przy drodze patrolu innych kierujących, popełnia wykroczenie. Z tego tytułu może go zatem spotkać kara. Ta zostanie wlepiona na podstawie art. 97 ustawy Kodeks wykroczeń. Taryfikator określa ją na 200 zł i 4 punkty karne. Tylko czy taka grzywa jest w ogóle możliwa? Przecież skoro w jednym punkcie stoi patrol, w drugim już go być nie powinno... Tak nie zawsze się jednak dzieje. Bywa przecież, że policja prowadzi pomiary kaskadowe. Ostrzeganie światłami może dostrzec zatem patrol ustawiony nieco dalej.
Zdarza się też, że kierowca wpada w jeszcze głupszy sposób. Znane są przypadki, w których nieświadomie ostrzega o pomiarze prędkości... nieoznakowany radiowóz. Ten dysponuje nagraniem obrazującym wykroczenie, zatem zostaje tylko zawrócić i zatrzymać pojazd do kontroli.
Policjanci starają się tępić przykłady ostrzegania światłami o patrolach. I nie chodzi tylko o to, że w wyniku tego działania bezczynnie stoją na poboczu. Funkcjonariusze podkreślają, że to działanie, które tworzy pewnie zagrożenie dla ruchu. Sprawia bowiem iż w ich ręce nie wpadają często ci kierowcy, którzy wpaść powinni. Bo np. są poszukiwani, jadą na podwójnym gazie czy nie mają prawa jazdy.
I pewnie w tym poglądzie jest nieco słuszności. Warto jednak pamiętać o tym, że żyjemy w czasach, w których o kontrolach ostrzegają też aplikacje w telefonach. Robią to jednak w sposób cichy i bezmandatowy. W tym świetle miganie długimi wcale nie wyrasta do rangi drastycznego przestępstwa.