Sześciodniową rywalizację w Rajdzie Faraonów wygrał Marc Coma. Drugi był Helder Rodrigues, który tym samym zapewnił sobie tytuł mistrza Świata. Kuba Przygoński po ostatnim etapie awansował o jedną pozycję na trzecie miejsce. Rajdu nie ukończył rewelacyjnie jadący Jordi Viladoms, który miał awarię silnika.
Stawka była bardzo wyrównana. Walczyliśmy w zasadzie na sekundy na odcinkach specjalnych. Trzecie miejsce niesamowicie cieszy, prawie tak samo jak tytuł wicelidera Mistrzostw Świata. Poza tytułami jest jednak dla mnie bardzo ważne doświadczenie jakie zdobyłem w trakcie całego sezonu, który był długi. Ukończyłem wszystkie zawody i poznałem w zasadzie cele spektrum różnych nawierzchni. Mam bardzo dobre tempo, sprzęt również nie zawodzi. To dobrze wróży na Dakar. Przede mną start w rajdzie Shamrock w Maroku i jeszcze wiele kilometrów OSowych treningu - komentował Kuba Przygoński.
Szczęścia dziś zabrało zdobywcy tytułu Open Trophy - Markowi Dąbrowskiemu. Na siedemdziesiąt kilometrów przed metą w jego motocyklu wybuchła jednostka napędowa i nie ukończył rajdu. Marek jechał identycznie skonfigurowaną czterysta pięćdziesiątką jak Jacek Czachor, który z powodu awarii silnika nie ukończył wczorajszego etapu.
Ponieważ jednak motocykliści Orlen Team nie mogli nic zyskać, ani stracić w łącznej klasyfikacji Mistrzostw Świata traktowali Rajd Faraonów jako test dla sprzętu przed zbliżającym się rajdem Dakar. Dzięki awariom poznali doskonale wytrzymałość jednostki napędowej i będą ją jeszcze udoskonalać przed najważniejszą imprezą w sezonie.
Tę awarię można było przewidzieć. Trochę tylko szkoda tych trzech godzin w pełnym słońcu, na pustyni, które spędziłem czekając na pomoc. Testowałem i siebie, i maszynę. Dobrze, że to właśnie maszyna nie wytrzymała. W zasadzie cieszę się, że błąd wyszedł na rajdzie, który był treningiem. Przyjechałem tu oczywiście zająć jak najlepsze miejsce, bo zawsze kiedy startuje to się ścigam, ale mam już tytuł Open Trophy. Zależało mi więc głównie na zbieraniu doświadczenia - opowiadał Marek Dąbrowski. - Chciałbym bardzo podziękować mechanikom Orlen Team, którzy dostali motocykl o 1 w nocy. Sart był o 5 i jeszcze trzeba było dotrzeć silnik. Wszystko było zrobione bardzo dobrze. Miałem problem na początku oesu, bo przyzwyczaiłem się do motocykla, którym jechałem wczoraj. Startowałem z odległej pozycji. Jechałem w kurzu i zagotowałem tylni hamulec, który trzymałem na ciężkiej partii omijając dziury. Dalej było już szybko i dobrze. Cieszę się z wypracowanego tempa w tym sezonie i czwartego miejsca w Mistrzostwach Świata.
Kiedy zobaczyłem Marka stojącego na pustyni zatrzymałem się na moment i kombinowaliśmy jak mu pomóc. Nie było to jednak możliwe i pojechałem dalej. Wyszedł z tego całkiem niezły czas - cieszył się na mecie Jacek Czachor.
1. Helder Rodrigues (P) Yamaha WR 450F 3:27.58 2. Francisco Lopez (RCH) Aprilia RXV 450 +2.00 3. Jakub Przygoński (PL) KTM 450 +5.47 4. Marc Coma (E) KTM 450 +6.58 5. Jacek Czachor (PL) KTM 450 +12.53 6. Edouard Boulanger (F) Aprilia RXV 450 +38.47 7. Toia Diocleziano (I) Beta 450 RR +49.12 8. Luca Viglio (I) Honda CRF 450X +54.49 9. Lorenzo Napodano (I) Honda CRF 450X +1:14.44 10. Stefano Rampolla (I) KTM 690 +1:16.08
1. Coma 25:58.07, 2. Rodrigues +13.37, 3. Przygoński +17.59.
źródło: Orlen Team
Iwona Petryla
ZOBACZ TAKŻE:
Rajd Faraonów | Wybuch silnika w motocyklu Jacka Czachora
Rajd Faraonów | Orlen Team broni pozycji