Opel Meriva

Jak z niewielkiego minivana zrobić auto sportowe? Dla oplowskiego działu OPC nie było to trudne.

Prezentacja całej rodziny Opli ze znaczkiem OPC odbyła się już trzy miesiące temu. Wtedy pokazano dziennikarzom trzy sportowe modele Astrę, Vectrę i Zafirę. Zabrakło Merivy. Projektanci postanowili zaczekać z jej premierą do momentu, w którym na rynku pojawi się odmłodzona wersja cywilna. I tak trzy miesiące później zaproszono nas do Niemiec, aby pokazać, jak z Merivy zrobić auto sportowe i co po trzech latach na rynku można zmienić w małym minivanie. Jeśli chodzi o face lifting, to zmiany są niemal niezauważalne. Zmodyfikowano kształt zegarów i poprawiono jakość materiałów. Udało się wzbogacić wyposażenie standardowe, ale i tak najciekawsze jeszcze przed nami. Gdy w końcu padło pytanie: "dla kogo stworzono Merivę OPC?", Manuel Reuter, dwukrotny zwycięzca Le Mans od lat współpracujący z OPC, odpowiedział: "Przeprowadziliśmy badania i okazało się, że jest duża liczba młodych klientów zainteresowanych tego typu autem. Chodziło o to, aby zbudować samochód dający maksimum przyjemności z jazdy. Obniżyliśmy zawieszenie: z przodu o 10, z tyłu o 15 mm. Wzmocniliśmy stabilizator i zamontowaliśmy mocniejsze amortyzatory. Pracowaliśmy także nad układem kierowniczym, teraz jest bardziej bezpośredni, a hamulce w tym aucie pochodzą z Astry OPC".

<<< Zobacz co w kwietniowym numerze "Magazynu Wysokie Obroty" >>>

Wkrótce mieliśmy się przekonać, ile z wieloletnich doświadczeń mistrza udało się przenieść do konstrukcji minivana. Prezentację zorganizowano na wyspie Sylt, ale auta dostaliśmy już na lotnisku w Hamburgu. Już przy uruchamianiu silnika usłyszałem spod maski dźwięki zapowiadające dużo emocji. Mieliśmy do przejechania ponad 200 km po równiutkich niemieckich drogach. To wystarczający dystans, aby przekonać się, na co stać Merivę 1.6 turbo. Silnik rozwija moc 180 KM, to bardzo dużo jak na 1330 kg masy. Dodatkowo użytkownik ma do dyspozycji funkcję Overboost, która przy gwałtownym przyspieszaniu zapewnia chwilowy wzrost momentu obrotowego z 230 do 266 Nm. Meriva rozpędzona do prędkości 200 km/h okazuje się dość głośna i paliwożerna, ale za to podróż mija bardzo szybko. Aby dostać się na wyspę, muszę wjechać autem do... pociągu. Po 25 minutach spędzonych na lawecie jestem w przepięknym miejscu, zewsząd otoczonym morzem. Wąskie drogi i ostre zakręty, oto warunki, w których sprawdzę zawieszenie i hamulce. Nieznajomość terenu rekompensuje mi niewyłączalne ESP. Jeśli w którymkolwiek z zakrętów jadę zbyt szybko, elektronika delikatnie zmniejsza prędkość. Ku mojemu zaskoczeniu zawieszenie nie jest za twarde, ale wystarczająco sztywne, aby pewnie pokonywać kolejne wiraże. Jedyne mankamenty auta to brak poziomej regulacji kolumny kierowniczej i mała ilość miejsca dla pasażerów z tyłu.

W Merivie znalazłem dużo więcej sportowego ducha, niż się spodziewałem, mocny silnik, dobre hamulce i zawieszenie. Znudzony pseudosportowymi wersjami zwyczajnych samochodów jestem pod dużym wrażeniem doświadczenia i tradycji oddziału OPC.

Tekst pochodzi z kwietniowego numeru nowego miesięcznika motoryzacyjnego "Magazyn Wysokie Obroty"

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.