Ostra tetetka

250 KM, 250 km/h i setka w 5,2 sekundy. Owszem, istnieją mocniejsi, szybsi i zrywniejsi. Ale z pewnością nie mają tak małych i oszczędnych silników

Jeśli dogoni cię BMW Z4, Porsche 911, Nissan 350Z, Opel GT albo Mercedes SLK, bądź spokojny. Siedząc za kierownicą Audi TTS, jesteś górą. Chyba że BMW będzie w wersji M, Mercedes w AMG, a Porsche okaże czymś innym niż Carrerą 4 cabrio, Boxterem lub Caymanem. Na otarcie łez zostanie wtedy Opel, Nissan i świadomość, że wyprzedza cię walizka gotówki. Biorąc jednak pod uwagę, że najnowsza wersja sportowego Audi ma pod maską ledwie dwulitrowy, czterocylindrowy silnik, wynik 5,2 s do setki naprawdę imponuje. Tym bardziej że dotychczas najszybszy TT napędzany był 250-konną widlastą szóstką o pojemności 3,2 litra. Jak widać, kuracja odchudzająca przyniosła efekt. Nie dość, że auto mniej waży, to na dodatek lepiej się prowadzi. Triumf downsizingu? Być może. Koncern Volkswagena od dawna przekonuje, że z małej pojemności można wykrzesać sporo mocy. Ale od początku.

Audi TTS to najmocniejsza wersja "tetetki". Dodatkowa literka "S" okazała się pechowa. Przynajmniej dla polskich dziennikarzy, którzy nie dojechali na kwietniową premierę modelu. Powód? Strajk niemieckich pilotów. Samolot odwołany, prezentacja przełożona. Prowokacji nie podejrzewam (może mieli za ciemno w pracy?). Po kilku miesiącach udało się jednak zorganizować jazdy testowe i dla nas.

W Ingolstadt na parkingu przed największym na świecie salonem Audi stoją TTS-y w wersji coupé i roadster. Jest też niespodzianka. TT z dieslem pod maską. To już chyba przesada. Wiem, że Audi TDI R10 wygrywa w Le Mans, jednak zapowiedź klekota w TT potraktowałem z przymrużeniem oka. Niesłusznie, jak się potem przekonałem.

Najpierw przyjemności. TTS wygląda całkiem zwyczajnie. Gdyby nie srebrne lusterka, nieco inaczej wykrojony zderzak, diodowe światła i podwójne końcówki wydechu, można by pomyśleć, że od chwili premiery w 2006 roku nic się w tym aucie nie zmieniło. Także wewnątrz. Ta sama, bliska doskonałości pozycja za kierownicą, wysoka jakość wykończenia, kilka sportowych dodatków i tyle. A jednak.

Małe logo TTS na grillu to zapowiedź gorących wrażeń. Pod maskę trafił bowiem silnik 2.0 TFSI. Połączenie bezpośredniego wtrysku i turbosprężarki Rootsa zaowocowało mocą 272 koni i momentem godnym diesla - 350 Nm. A co z rasowym brzmieniem "fałek"? I ten problem udało się rozwiązać. Silnik basowo dudni, każąc ściszać skądinąd dobrej jakości audio Bang & Olufsen. Jeśli zażyczymy sobie wersję z dwusprzęgłową skrzynią S-Tronic (w standardzie jest sześciostopniowy manual), każda zmiana biegów skwitowana będzie donośnym dmuchnięciem w rury i 0,2 sekundy lepszym przyspieszeniem. A wszystko przy średnim spalaniu na poziomie 8 l/100 km.

Czas zjechać z autostrady. Nawet 250 km/h może się kiedyś znudzić. Niemiecka prowincja to ograniczenia prędkości do 50 km/h. Na krętej drodze obniżone o 10 mm zawieszenie spisuje się bardzo dobrze. Jest może nazbyt twarde, ale w końcu to najbardziej sportowa wersja TT. A można je jeszcze utwardzić. Opony mają profil 245/40 R18, a na konsoli środkowej odkrywam przycisk oznaczony małym amortyzatorem. To system Magnetic Ride znany z wcześniejszych wersji TT. W amortyzatorach zamiast czystego oleju jest płyn z mikrocząsteczkami. Przepływ prądu powoduje ich uszeregowanie, a co za tym idzie - usztywnienie amortyzatorów. Na krętych drogach spisuje się to wyśmienicie. Podobnie jak standardowo montowany w TTS napęd Quattro. Sterowane elektrohydraulicznie sprzęgło Haldex III generacji rozdziela moment między przednimi i tylnymi kołami. Nigdy jednak TT nie będzie w 100 proc. autem przednio- lub tylnonapędowym.

Wyznaczona trasa szybko dobiega końca. Czas na egzotykę. TT TDI z kluczykiem w stacyjce już czeka. Chcę mieć to szybko za sobą. Nie dość, że diesel pod maską, to nad głową. niebo.

Roadster potrafi jednak zaskoczyć. Nie dość, że dwulitrowy silnik wzmocniono do 170 koni, to na dodatek nie słychać typowego dla ropniaków warkotu. Dobre wyciszenie komory silnika? Też. Inaczej niż w TTS-ie maska zyskała matę wytłumiającą. Silnik zasila szyna Common Rail, dzięki czemu kultura pracy jest wysoka. Przy wyższych obrotach mam wrażenie, że jadę benzynówką. Moment dostępny jest już od 1750 obr./min i ciągnie się do 2500. Wrażenie elastyczności potęguje długi pierwszy i drugi bieg.

Pokonując kolejne kilometry w ciszy i spokoju, ciesząc się przyjemnością jazdy, zastanawiam się, do kogo skierowana jest "tetetka" z takim silnikiem i standardowym wyposażeniem quattro.

Odpowiedź przychodzi bardzo szybko. Niemal na każdym skrzyżowaniu mijam podobne Audi. Za kierownicą kobieta po trzydziestce. Dlaczego nie. Wygodny, niewielki samochód, a co najważniejsze - bardzo ekonomiczny. Potrafi spalić nieco ponad 6 litrów na setkę. A gdy trzeba, może jechać ponad 200 km/h. Jedyny kłopot to miejsce na zakupy. 250-litrowy bagażnik łatwo zapełnić. Cóż to jednak jest w porównaniu z przyjemnością i komfortem jazdy oraz ceną 143 tys. zł, bo tyle trzeba zapłacić za najtańszą wersję TT TDI w wersji roadster.

GAZ

Dobre i oszczędne silniki, świetne osiągi, bogate wyposażenie, standardowy napęd na cztery koła

HAMULEC

Ciasne wnętrze, nie nadające się do użytku siedzenia tylnej kanapy w wersji coupé, spłaszczona u dołu kierownica

SUMMA SUMMARUM

Audi niepostrzeżenie dogoniło naprawdę szybką konkurencję z Porsche, BMW i Mercedesem na czele. TTS może przyciągnąć firmie nowych klientów. I choć grupa zainteresowanych roadsterami i szybkimi coupé nie jest zbyt liczna, z prestiżowych względów takie auto warto mieć w swoim portfolio. Tym bardziej że pod maską kryje oszczędną rzędową czwórkę. Za oceanem będzie więc schodzić jak ciepłe bułeczki. A pewnie i jakiś diesel się sprzeda.

Kompendium

Więcej o:
Copyright © Agora SA