Suzuki Swift 1,3 GS

Znacie bajkę o brzydkim kaczątku? Gdyby jej akcja działa się w świecie motoryzacji, stary Swift pasowałby do głównej postaci jak ulał.

Przez lata niedostrzegany na ulicach był wybrańcem dwóch skrajnych grup - emerytów szukających pojazdu, który zestarzeje się razem z nimi, i młodych kierowców z żyłką ścigantów gustujących w coraz rzadszych i bardziej sfatygowanych wersjach GTi. Suzuki od 1983 roku kazało czekać na nowy model, ale wygląda na to, że cierpliwość została sowicie nagrodzona.

Autopożyczka

Mówiąc krótko - nowy Swift to jeden z lepiej wyglądających małych samochodów na rynku. Z zewnątrz miesza sylwetkę skróconej Corolli z akcentami stylistycznymi Yarisa i odległymi nawiązaniami do Mini. Tak, tak, charakterystyczny kształt przedniej szyby oraz barwione na czarno przednie i środkowe słupki nie są przypadkowym zabiegiem stylistycznym. Całość pokryta eleganckim, metalizowanym lakierem i uzupełniona 15-calowymi felgami tylko jednego dnia ściąga tyle ciekawskich spojrzeń, ile przez całe 20 lat nie zebrał poprzedni model. Jadę przez Warszawę w kilka tygodni po oficjalnej premierze samochodu i czuję się, jakbym przemieszczał się co najmniej nowym Mustangiem. Zaciekawione miny kierowców wprawiają mnie w lekkie zakłopotanie przechodzące w rozbawienie, gdy widzę zaskoczenie ludzi odczytujących napis na tylnej klapie.

Wnętrze Swifta także zdradza spore podobieństwa do istniejących już japońskich samochodów, tym razem ze znaczkiem Hondy. A właściwie do jednego. Układ zegarów, rozmieszczenie przycisków na kierownicy, kształt środkowych nawiewów przedzielonych włącznikiem świateł awaryjnych czy wreszcie masywny radioodtwarzacz CD z dużą gałką umieszczoną na środku sprawiają, że czuję się trochę jak w pomniejszonej kopii wnętrza Accorda. Dla samochodu mniejszego o dwie klasy to akurat duże wyróżnienie, tym bardziej że materiały wykończeniowe pomimo swojej monotonii są dobrze dobrane, a całość przykładnie zmontowana. Tylna kanapa w samochodzie mierzącym niecałe 3,7 metra z założenia nie może równać się z najlepszymi miejscówkami InterCity, ale dwie osoby mogą na niej przycupnąć we względnej wygodzie nawet na czas dłużej podróży. Bagażnik to także żadna rewelacja - zaledwie 213 litrów, a tylną pokrywą trzeba dość mocno trzasnąć, by skutecznie ją zamknąć. Z drugiej strony nadwozia pod łukowato opadającą maską zmieścił się nowoczesny benzynowy silnik 1,3 16V z głowicą wykonaną z lekkich stopów rozwijający 92 konie. Wygląda zachęcająco w zestawieniu z niespełna toną masy samochodu.

Więcej czadu!

Nowy Swift bardzo dobrze spełnia swoje zadanie w zatłoczonym mieście. Jest na tyle mały, by mieścić się w ciasnych lukach na drodze i na parkingu, i na tyle duży, by zapewnić przyzwoity komfort i bezpieczeństwo. Wersja GS jest droższą, ale lepiej wyposażoną z dwu opcji, jakie dostępne są z pięciodrzwiowym nadwoziem. Za niemal 50 tysięcy dostaniemy sześć (!) poduszek powietrznych, ABS, manualną klimatyzację, radio z CD, a nawet elektryczną regulację dużych lusterek ułatwiających manewrowanie. Na dokładkę Suzuki dorzuca jeszcze system "elektronicznego kluczyka" pozwalający na otwarcie i uruchomienie samochodu bez sięgania do kieszeni. Na liście wyposażenia brakuje w zasadzie tylko ESP, ale podwozie Swifta zostało zestrojone tak, by żaden elektroniczny pomocnik nie musiał interweniować.

Pierwsze, co rozczarowuje po rozpoczęciu jazdy, to nadmiernie wspomagany (elektrycznie) układ kierowniczy, który w dodatku nie przekazuje zbyt wielu informacji o sytuacji na froncie napędu i skrętu, a ponadto działa z irytującym opóźnieniem. Dalej jest już znacznie lepiej. Na pierwszych trzech biegach Swift spokojnie dorównuje przeciętnym kompaktom, tracąc jednak parę na czwórce i piątce. Jest to trochę uciążliwe poza miastem, gdy chcąc wykonać szybkie wyprzedzanie, muszę kilkakrotnie redukować do trójki. Inna sprawa, że silnik dostaje właściwego kopa dopiero po osiągnięciu 4000 obrotów. Połączenie wysokoobrotowej jednostki z długimi przełożeniami ostatnich biegów może i dobrze wpływa na zużycie paliwa przy spokojnej jeździe, ale w warunkach tradycyjnej polskiej trasy jest trochę męczące. Utrzymywanie wysokich obrotów ma też wpływ na zużycie paliwa. Spokojna jazda to 6 litrów na setkę. Wykorzystanie wszystkich możliwości silnika kończy się o prawie trzy litry wyższym rachunkiem.

Mocne strony

Wygląda na to, ze inwestycje Suzuki w sport motorowy przekładają się na doświadczenia w budowie samochodów. Wsiadając do Swifta, nawet nie spodziewałem się sportowego zacięcia. A jednak! Kolejne zakręty zaczynam pokonywać z coraz większymi prędkościami, badając limity przyczepności. Stosunkowo niewielka masa, dość nisko położony środek ciężkości i wypchnięcie kół na krawędzie karoserii to sprawdzona recepta na podniesienie tętna. Szerokie Continentale w rozmiarze 185/60/15 dobrze kleją się do nawierzchni, z lekka popiskując na granicy przyczepności. W dodatku, Suzuki nieźle poradziło sobie ze zjawiskiem pod- i nadsterowności, osiągając bardzo neutralne zachowanie samochodu. Jeszcze jeden łuk, jeszcze jeden zakręt i... "Dzień dobry, kontrola drogowa". Skłonność Swifta do agresywnego atakowania wszelkich krzywizn kosztuje mnie 4 punkty i 100 złotych. Trudno. Dobrze, że silnik nie pozwolił mi się bardziej rozpędzić, bo podwozie spokojnie wytrzymałoby jeszcze kilkanaście kilometrów na godzinę więcej.

Drugą mocną stronę poznaję, hamując przed wysuniętym w moją stronę policyjnym lizakiem. Mimo zastosowania na tylnej osi "zaledwie" bębnów hamulcowych mam wrażenie, że samochód przy pełnym hamowaniu wykona efektowne "stoppie", czyli podniesie kuper w powietrze. Lwia część siły hamowania przesunięta jest na przednie, wentylowane tarcze, jednak układ ABS odzywa się dopiero na luźnej lub śliskiej nawierzchni, nie włączając się bez powodu. W tym sekret krótkiej drogi hamowania, którą można porównać z osiągami najlepszego w tej klasie Mini.

Podczas całej podróży nie mogę się też nadziwić, jak duże i wygodne są przednie fotele. Wyglądają niepozornie, ale to jedne z najlepszych, jakie bez dopłaty można dostać w tej klasie. Mają dostatecznie dobre trzymanie na zakrętach i jeszcze jedną zaletę - ich tapicerka nie powoduje przyklejania się koszulki do pleców, co tak irytuje w innych samochodach niższej klasy. Do tego duże zagłówki i szeroki zakres regulacji. Zupełnie jak w "dorosłym" aucie. W końcu po tylu latach produkcji poprzednika można było oczekiwać, że nowy Swift będzie dojrzałym samochodem.

Kompendium

Wybrane elementy wyposażenia seryjnego:

6 poduszek, ABS, klimatyzacja manualna, elektryczne szyby i lusterka, centralny zamek na pilota, system elektronicznego kluczyka, radio z CD i sterowaniem z kierownicy, halogeny, alufelgi

Nasze pomiary

GAZ

Zgrabne nadwozie z trafnymi nawiązaniami do udanych konstrukcji, solidnie wykonane wnętrze, skuteczne hamulce, dobrze zestrojone zawieszenie łączące komfort z własnościami pseudosportowymi, wygodne fotele z dobrym trzymaniem bocznym, bogate wyposażenie

HAMULEC

Nieprecyzyjny układ kierowniczy, silnik wymagający wysokich obrotów, długie przełożenia IV i V biegu, trochę zbyt monotonne materiały we wnętrzu, wysoka cena szczególnie w porównaniu z poprzednikiem

SUMMA SUMMARUM

Nowy model, nowe silniki, nowe elementy wyposażenia, nowa filozofia i... stara nazwa. Dotychczasowi klienci będą mocno zaskoczeni, gdy zobaczą, jak bardzo zmienił się Suzuki Swift. Niestety, wielu odejdzie zawiedzionych zdecydowanie wyższą ceną, zresztą w dużej mierze uzasadnioną nowoczesnością i poziomem wyposażenia samochodu. Stara nazwa może z kolei nie przyciągnąć nowej klienteli, na którą tak bardzo liczy Suzuki. Pewnie dlatego na billboardach i w reklamach prasowych to samochód ze swoją atrakcyjną sylwetką zajmuje najwięcej miejsca. Teraz tylko czekać, aż klienci zaczną częściej zaglądać do salonów. A możecie mi wierzyć, że warto to zrobić. Choćby tylko po to, by przejechać się nowym Swiftem.

Oceń ten samochód
Więcej o:
Copyright © Agora SA