Kilkanaście miesięcy temu po zeszłorocznej powodzi w Wiślicy na Śląsku Cieszyńskim pękła podmyta droga krajowa nr 81, czyli popularna "wiślanka". Ratując się przed rozjechaniem przez tiry, niektóre gminy w tym regionie wprowadziły na swoich drogach ograniczenia w tonażu. - Kierowcy skracali sobie drogę, korzystając z dróg nieprzygotowanych na ruch tak ciężkich pojazdów - przypomina Artur Kulesza, zastępca wójta gminy Dębowiec.
Gehennę przeżywali mieszkańcy m.in. Wiślicy, gdzie kierowcy zrobili sobie nielegalny skrót. Teraz podobne problemy mogą się pojawić w całym województwie. Wszystko przez system e-myta zastępujący winiety, który objął już ponad 1,5 tys. km dróg w Polsce. W całym kraju nad autostradami, drogami ekspresowymi, a w niektórych przypadkach także nad drogami krajowymi zamontowano tzw. bramownice naliczające opłaty.
E-myto dotyczy pojazdów cięższych niż 3,5 t, a więc tirów i autobusów. Ich właściciele musieli zamontować specjalne urządzenia elektroniczne wykrywane przez bramki i umożliwiające naliczenie opłat. Średni koszt pokonania jednego kilometra wychodzi teraz drożej niż za czasów winiet. Przewoźnicy ostrzegali, że efektem może być podniesienie cen biletów. Kilka dni temu zrobił to np. Transkom wożący pasażerów głównie na Śląsku Cieszyńskim.
Ale wyższe ceny biletów to niejedyny problem. Samorządowcy bardzo boją się o lokalne drogi. Z całego kraju dochodzą sygnały, że kierowcy tirów próbują unikać opłat i na drogach lokalnych zaczęło się robić tłoczno. Tam, gdzie nie ma ograniczeń tonażu, nie jest to niezgodne z prawem. Ale niektóre miasta już zapowiadają, że wprowadzą ograniczenia nawet z zakazem wjazdu tirów do miasta włącznie. Nie wykluczają tego np. prezydenci Trójmiasta. Więcej... Ewa Furtak
ZOBACZ TAKŻE:
Więcej informacji gospodarczych: wyborcza.biz
