BBC zwolni Clarksona?

Nie od dziś wiadomo, że aktywiści wszelkiej maści - delikatnie mówiąc - nie lubią Jeremy'ego Clarksona. Tym razem guru dziennikarstwa motoryzacyjnego podpadł fundacji "Brake" , która zajmuje się promocją bezpieczeństwa na drogach.

Nie chodzi jednak o mandat za zbyt szybką jazdę , ani żadne inne udokumentowane wykroczenie. Niewielu pewnie wie, że Clarkson od dwudziestu lat nie dostał ani jednego mandatu . Niezły wynik, jak na człowieka, który notorycznie ściga się po Europie z samolotami, pociągami i statkami. Przy okazji zawsze udowadnia, że to samochód jest najszybszym środkiem lokomocji . Nie chodzi też wcale o to, że ktoś widział Clarksona pędzącego w terenie zabudowanym z zawrotną prędkością. Okazuje się, że prezenter sam się podłożył, choć pewnie doskonale wiedział jakie reakcje może wywołać jego wyznanie.

W jednym z wywiadów, którego Clarkson udzielił podczas festiwalu literatury Hay Festival, prezenter Top Gear przyznał, że największą prędkością jaką osiągnął na publicznych drogach było 186 mil/h (ponad 300 km/h). Oczywiście dokonał tego w Bugatti Veyronie . Pani Mary Williams z fundacji "Brake" , gdy tylko usłyszała tę skandaliczną wypowiedź, określiła zachowanie gwiazdy jako nieprzyzwoite i nieodpowiedzialne. Ponadto, wystosowała petycję do BBC, w której namawia stację do natychmiastowego zwolnienia Clarksona. Mamy jednak wątpliwości co do słuszności wyroków pani Williams. Nie jesteśmy po prostu pewni, czy hamowanie (ang. brake - tak jak nazwa fundacji) jest najlepszym sposobem poprawienia bezpieczeństwa na drogach. Kierowcy nadużywający środkowego pedału wcale nie należą do najbezpieczniej jeżdżących.

Poza tym nigdzie nie jest powiedziane, że Clarkson dokonał tego na drogach, na których obowiązuje ograniczenie prędkości. Mamy dzięki Bogu w Europie taki kraj, w którym autostrady są równe jak stół i na których proste odcinki są długie jak exposé premiera Tuska. A to są właśnie najlepsze warunki do bicia rekordów prędkości. Przeczytajcie zresztą świetny tekst Clarksona o Veyronie . Tam chwali się, że jechał nim 240 mil/h, czyli prawie 400 km/h... Od opublikowania tamtego artykułu minęły ponad dwa lata, a Clarkson jakoś nie stracił posady. Prawdopodobnie i tym razem obejdzie się bez konsekwencji, przynajmniej oficjalnie. Ktoś z szefostwa najwyżej grzecznie go poprosi, by nie chwalił się publicznie swoimi osiągnięciami. Clarkson oczywiście zgrzecznieje a Słońce zacznie się kręcić dookoła Ziemi.

Jan Kopacz

Więcej o:
Copyright © Agora SA