Zupełny fanatyzm!

Aż 23 razy stawał na czele kultowego Rajdu Elmot. Ponad 30 razy opracowywał trasę dla najważniejszych imprez w kraju. Wszystkie przygotowane przez niego odcinki sprawdziły się świetnie i miały wysoką ocenę walorów sportowych. Wiele z nich wykorzystywanych jest do dziś. Mowa oczywiście o Andrzeju Doboszu, który jest żywą kopalnią wiedzy o historii jednego z najstarszych i najbardziej lubianych rajdów w Polsce

W tym roku mija prawie 40 lat od pierwszego Rajdu Elmot. Jaki był początek? Andrzej Dobosz: -Odbył się 22 października 1972r. Był to rajd na miarę nowego i pierwszego w historii Świdnicy automobilklubu, który powstał rok wcześniej. Byliśmy młodzi i nie liczyły się godziny poświęcone organizacji rajdu. Wszyscy byliśmy bardzo przejęci i zupełnie społecznie obsługujący imprezę. Piękne czasy! Zawody już wtedy funkcjonowały pod patronatem Zakładów Elektrotechniki Motoryzacyjnej ELMOT. Wystartowało ok. 40 samochodów. Uczestników bardzo interesowała górska trasa i nowe próby. Start i meta była w Rynku. Jak na przełomie lat rozwijała się impreza? AD: - Rajd Elmot rozwijał się bardzo konsekwentnie. Po rajdzie popularnym przekształcił się w rajd okręgowy (ok.80 załóg), a następnie w rajd strefowy - strefa południowo-zachodnia. W strefie uczestniczyli zawodnicy z 6 automobilklubów - od Jeleniej Góry po Szczecin. Frekwencja sięgała ok. 100 załóg. Od 1975 roku działałem w ścisłej ekipie organizacyjnej Automobilklubu Dolnośląskiego, przygotowując kolejne Rajdy Polski. Byłem autorem tras kolejnych 6 rajdów. Poznałem wszystkie sprawy związane z organizacją wielkiej imprezy międzynarodowej. Dałem się również poznać władzom Głównej Komisji Sportu Samochodowego PZM. Te moje znajomości utorowały drogę do zlecenia ekipie świdnickiej organizacji eliminacji Mistrzostw Polski w roku 1978. Były to bardzo pracowite lata - jedną nogą stałem w Świdnicy, a drugą we Wrocławiu. Żeby było weselej, to nie posiadałem telefonu, jak również własnego samochodu. Zupełny fanatyzm! Sportowym fanatyzmem była też organizacja zawodów w stanie wojennym? AD: - Z jednej strony była to brawura, a z drugiej niezwykły spryt organizacyjny. Na pewno był to jeden z przełomowych punktów w historii Rajdu Elmot. W roku 1981 udało się przeprowadzić Rajd Elmot w czasie stanu wojennego, podczas pełnego chaosu gospodarczego i absolutnego braku paliwa. Żadnemu organizatorowi rajdu nie udała się ta sztuka! Całkowicie przygotowany Rajd Polski został odwołany przez PZM na 8 dni przed startem. Oddaliśmy go walkowerem. To był koniec rajdu z czterema gwiazdkami. Reanimacja nastąpiła dopiero w 1988r. W latach późniejszych Rajd Elmot przebiegał bardzo sprawnie ponieważ owocowało duże doświadczenie organizacyjne naszej ekipy. Jednak te wczesne lata Elmotu miały więcej momentów przełomowych. AD: -Oczywiście. Pierwszym stało się, na samym początku, znalezienie sponsora - wiernego imprezie przez wszystkie lata, aż do końca istnienia fabryki. Następny przełom to rok 1978, czyli urodziny rajdu jako eliminacji RSMP, a później rok 1980 - dwie eliminacje w jednym roku. W historii sportu samochodowego żaden automobilklub nie przeprowadził dwóch rund w tym samym roku. Obie eliminacje zostały uznane przez GKSS, jako najlepiej zorganizowane wśród sześciu konkurencyjnych klubów. Co Panu dawało największą satysfakcję przy organizacji rajdu? AD: -Oczywiście udana i szczęśliwa impreza. Warto podkreślić, że nigdy w czasie trwania Rajdu Elmot nie zginął żaden zawodnik. To wyjątkowy i warty podkreślenia rekord dotychczasowych 38 edycji rajdu. Żaden organizator RSMP nie miał takiego szczęścia w tej smutnej statystyce. Powiadają, że dobrym szczęście sprzyja. Ale najwięcej zadowolenia miałem z projektowania kolejnych tras rajdowych i tej całej logistyki zawodów. Zawsze uważałem, że sztuka przewidywania i wyobraźnia organizacyjna mają zasadniczy wpływ na konstrukcję rajdu. Trzeba liczyć zamiary na siły. Jest to kluczowa sprawa dla dobrego przeprowadzenia rajdu. Projektowanie tras rajdów robiłem zawsze osobiście. Byłem autorem tras 26 Rajdów Elmot i 7 Rajdów Polski. Wszystkie moje odcinki sprawdziły się dobrze podczas minionych rajdów i miały wysoką ocenę walorów sportowych. Jest jeszcze jeden rekord. Przez 23 "Elmoty" nie został odwołany żaden odcinek specjalny. Do tego przyczyniła się wyjątkowo spektakularnie organizowana łączność i dyspozycyjność niezawodnych sędziów. Ale to temat rzeka. Na przestrzeni ponad 40 lat wyraźnie zmieniły się zasady organizacji rajdów. Jak wyglądała kiedyś logistyka zawodów w porównaniu z obecną? AD: - Generalnie rajdy można podzielić na dwie epoki: do daty ustanowienia strefy serwisowej i po tym fakcie. Powstanie strefy serwisowej zmieniło zasadniczo konfigurację tras i harmonogramy wszystkich rajdów. Była to konieczność, ale wszyscy wspominają z sentymentem stare rajdy. Współczesne rajdy to 3 powtarzalne OS-y pierwszego dnia i podobnie drugiego dnia, czyli ogółem od 13 do 15 odcinków specjalnych. Dawniej było ich ponad 20. Przy dzisiejszych samochodach OS-y stają się niebezpiecznie szybkie, a często o wyniku końcowym decyduje np. defekt opony. Ponadto drastycznie spadła frekwencja załóg zgłaszanych do RSMP. Samochody rajdowe, serwis i koszty udziału w rajdzie są tak drogie, że mało kogo na to stać. Jak teraz spogląda Pan na sztandarowe zawody Automobilklubu Sudeckiego i na obecnego dyrektora kultowego rajdu, który teraz nosi nazwę Rajd Świdnicki Krause? AD: - Impreza jest w dobrych rękach! Warto podkreślić, że Roman Grygianiec pełnił funkcję dyrektora rajdu już 11 razy, będąc również prezesem Automobilklubu Sudeckiego. Romanowi zawdzięczamy także posiadanie własnej, dużej i pięknej siedziby klubu. A wracając do rajdu, to w ubiegłym roku zespół Automobilklubu Sudeckiego udowodnił, że może zdziałać cuda! Imprezy "nie rozłożyło" nawet nagłe przesunięcie terminu. Taka "niespodzianka" nie spotkała nigdy żadnego organizatora. A Roman ze swoją ekipą dał sobie radę i ubiegłoroczny rajd był bardzo udany. Jak zawsze! Dziękuję za rozmowę. Iwona Petryla

Więcej o:
Copyright © Agora SA