Posiadanie zdalnie sterowanego samochodu to, niezależnie od wieku, marzenie większej części męskiej populacji. Trudno do końca wytłumaczyć ten fenomen, ale faktem jest że istnieje. Kto był choć raz w porządnym sklepie z takimi "zabawkami", na pewno spotkał co najmniej jednego pana po czterdziestce wpatrującego się w stojące na półkach modele.
Nic Case poszedł o krok dalej. Zainwestował w swoje cacko 4 tys. dolarów i poświęcił mu pół roku pracy po to, aby stało się najszybszym zdalnie sterowanym samochodem. Udało się. Przerobiony przez Case'a model Schumacher Mi3 osiągnął niesamowite 259 km/h. To między innymi zasługa specjalnych żyroskopów, które utrzymują auto na prostej, a także opon, które Case wykonał własnoręcznie, zalewając po prostu felgi odpowiednią mieszanką gumy.
46-latek zapowiada jednak, że niebawem spróbuje przekroczyć granicę 200 mph, czyli ponad 320 km/h. Twierdzi, że jego samochód ma jeszcze sporo niewykorzystanego potencjału. Ciekawi jesteśmy tylko, czy możliwe będzie wtedy "złapanie" auta na filmie. Już teraz nie jest to takie proste:
Jan Kopacz