Pech nie opuszcza Roberta Kubicy

Zaledwie 32 okrążenia trwał wyścig o Grand Prix Malezji! Szalejąca nad torem Sepang ulewa zmusiła sędziów do przerwania zawodów. Drugi raz z rzędu na najwyższym stopniu podium stanął Jenson Button z Brawn GP

Po nieudanym wyścigu w Australii, większość polskich kibiców liczyła na dobry występ Roberta Kubicy w Malezji. Niestety już podczas okrążenia formującego polski kierowca skarżył się przez radio, że z silnika dochodzą niepokojące dźwięki. Obawy Polaka potwierdziły się już podczas samego startu. Po zgaśnięciu czerwonych świateł bolid Polaka został wyminięty przez wszystkich znajdujących się za nim zawodników stawki i ruszył do przodu dopiero po kilku sekundach.

Przejechał na ostatniej pozycji dwa pełne okrążenia, po których jego samochód ostatecznie odmówił posłuszeństwa. Zdjęcia pokazały, że po opuszczeniu auta przez Kubicę, z układu wydechowego wydostawały się języki ognia. Kilka minut później zespół BMW Sauber potwierdził, że zawiódł silnik. O wielkim pechu może również mówić Heikki Kovalainen z McLarena, który wypadł z toru już na pierwszym okrążeniu.

Już podczas szóstego okrążenia Jenson Button otrzymał od swojego zespołu informację o zbliżających się opadach deszczu. Zanim jednak wyścig zmienił się w loterię, byliśmy świadkami bardzo pięknych pojedynków między kierowcami. Szczególnie dużo emocji dostarczała walka Webbera i Alonso. Obaj kierowcy próbowali atakować niemal na każdym zakręcie, często zamieniając się miejscami.

Jeszcze zanim na tor spadła pierwsza kropla, Ferrari przewidując bardzo obfite opady postawiło wszystko na jedną kartę i podczas wizyty w boksie Raikkonena otrzymał pełne opony deszczowe. Jednak przez następne kilka okrążeń tor pozostawał suchy i po czterech "kółkach" kierowca zgłosił przez radio, że są już one całkowicie zniszczone. Była to kolejna ryzykowna i jak się okazało błędna decyzja zespołu podczas całego weekendu w Malezji. Przypomnijmy, że Ferrari przeliczyło się również w kwalifikacjach, przez co Felipe Massa nie zakwalifikował się nawet do Q2 i w wyścigu startował z 16. miejsca.

Kiedy wreszcie zaczęło padać, na brak zajęcia nie mogli narzekać mechanicy wszystkich zespołów. Zmieniające się bardzo szybko warunki pogodowe sprawiły, że podczas tego krótkiego wyścigu niektórzy z kierowców pojawili się w boksach nawet 4 razy (Jenson Button). W końcu nad torem rozpętała się prawdziwa ulewa. Kierowcy walczyli głównie o to, by w ogóle utrzymać się na torze. Po pewnym czasie stało się oczywiste, że ściganie się w takich warunkach nie ma najmniejszego sensu i nad torem w Malezji powiewać zaczęły czerwone flagi oznaczające wstrzymanie Grand Prix.

Nastało spore zamieszanie, ponieważ wciąż możliwe było wznowienie wyścigu. Kierowcy oraz zespoły, moknąc na deszczu oczekiwały na prostej start meta na dalszy bieg wydarzeń. Ostatecznie sędziowie zdecydowali się nie wznawiać już wyścigu.

Kibice mogą z jednej strony czuć się zawiedzeni, gdyż kierowcy pokonali tylko nieco ponad połowę przewidzianego dystansu wyścigu. Jednak z drugiej strony trzeba przyznać, że te 32 okrążenia dostarczyły mnóstwa emocji i obfitowały w piękne, zacięte pojedynki.

Zwycięzcą, podobnie jak w zeszłym tygodniu został Jenson Button z fenomenalnie spisującego się zespołu Brawn GP. Drugie miejsce zajął wspomniany Nick Heidfeld, a trzecie Timo Glock z Toyoty. Podczas konferencji prasowej wszyscy zgodnie przyznali, że był to szalony i wyjątkowo trudny wyścig. Ponieważ kierowcy nie przejechali 3/4 planowanego dystansu wyścigu, przyznana im zostanie jedynie połowa wywalczonych punktów.

Dla kibiców BMW Sauber pocieszające może być drugie miejsce kolegi z zespołu Roberta Kubicy - Nicka Heidfelda. Między innymi świetna strategia oraz odrobina szczęścia sprawiły, że Niemiec stanął na drugim stopniu podium. Heidfeld rozpoczął wyścig z mocno zatankowanym bolidem, dzięki czemu podczas samego wyścigu mógł oszczędzić czas potrzebny na zjazdy do boksu. Pojawił się w nim dopiero gdy zaczęło padać, podczas gdy dla innych kierowców był to już drugi lub nawet trzeci postój.

Jak powiedział kiedyś Robert Kubica: "tor w Malezji oferuje wszystko". To samo możemy powiedzieć o dzisiejszym wyścigu. Była emocjonująca walka, wielkie dramaty oraz sporo loterii. Współczujemy jednak polskiemu kierowcy, który już drugi raz z rzędu nie ze swojej winy odpada z rywalizacji. Może za dwa tygodnie, w Chinach, wreszcie dopisze mu więcej szczęścia.

Bartosz Sińczuk

Nowe auto Samsunga - KLIKNIJ TUTAJ

Którego Golfa GTI byś wybrał? - WIDEO

Samochody - ogłoszenia

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.