Z rozmowy dziennikarzy brytyjskiego Autocara z prezesem GM na Amerykę Północną wynika, że Corvette C7 będzie zupełnie innym autem niż model sprzedawany obecnie. Brzmi jak typowa PR-owa gadka, towarzysząca zapowiedziom każdego nowego modelu, prawda? Zgadza się, ale jeśli plotki się potwierdzą będziemy mieli do czynienia nie z kosmetyczną ewolucją, ale prawdziwą rewolucją.
Bo jak inaczej nazwać pomysł odejścia od "długonosej" sylwetki, wymuszony planami zastosowania w nowej generacji Corvette centralnie umieszczonego silnika? Oczywiście całkowita zmiana koncepcji auta niosłaby za sobą ogromny nakład finansowy, ale na takowy panowie z GM są najwyraźniej gotowi, byleby tylko odnieść globalny sukces. Zresztą, jak zauważają dziennikarze Autocara, Corvette nie raz pełnił funkcję poligonu doświadczalnego dla innych sportowych prototypów. Kto wie, być może firma dysponuje już odpowiednim projektem, wymagającym tylko niewielkich modyfikacji?
Co jeszcze się zmieni? Jakość. Kabina sportowego Chevroleta nigdy nie słynęła ani z wzorowego wykończenia, ani szczególnie szlachetnych materiałów. Ed Welburn, główny projektant General Motors obiecuje, że następna generacja ma być pod tym względem wzorem do naśladowania.
Na koniec zła wiadomość. Wieść niesie, że zamiast bajecznie chrapliwego, wolnossącego V8 amerykanie mogą użyć turbodoładowanej jednostki V6. Dla obniżenia emisji CO2, oczywiście. Chevrolet Corvette bez charakterystycznego, "jankeskiego" bulgotu? To jak strzał w stopę. Z dubeltówki. Dlatego nie chce nam się wierzyć, by mogła to być prawda.
Produkcja następnej generacji Corvette ma ruszyć w 2013 roku. Na dostosowanie linii produkcyjnej zakładów w Kentucky do produkcji nowego modelu firma zamierza przeznaczyć kwotę 130 mln dolarów
Bartosz Sińczuk
ZOBACZ TAKŻE:
Zmutowany Lotus z sercem Corvette