Zazwyczaj facelifting funduje się autu w połowie cyklu produkcyjnego. Ford zaprezentował obecną generację Taurusa na początku 2009 roku, a już po dwóch latach zdecydował się na zmianę jego wyglądu. Czy to oznacza, że amerykański Ford klasy średniej źle się sprzedaje? Niestety tak. Od debiutu pierwszej generacji Taurusa w 1985 roku rokrocznie z taśm FoMoCo zjeżdżało ponad 300 tys. sztuk tego auta. Ta tendencja utrzymywała się do 2004 roku, kiedy to sprzedaż (248 tys. sztuk) wyraźnie zaczęła się załamywać. Mimo debiutu zupełnie nowej generacji, 2009 był najgorszym rokiem dla Taurusa. Ford sprzedał wówczas tylko 45,6 tys. sztuk tego modelu. W zeszłym roku do klientów trafiło niecałe 69 tys. W tej sytuacji gruntowna zmiana wyglądu, a za tym image'u Taurusa jest jedyną szansą na odrobienie strat do japońskiej konkurencji.
Styliści chwycili byka za rogi i przeprojektowali pas przedni tak, że teraz trudno nie zwrócić na niego uwagi. "Złe spojrzenie" to wynik ukształtowania reflektorów i zastosowanie typowego dla najnowszych Fordów grilla. Tylny pas, który nie powalał na kolana nie został tak poważnie zmieniony. Nowy jest wygląd tylnych lamp, a listwa bagażnika współgra teraz z ich kształtem.
Wnętrze też się zmieniło i to całkiem poważnie. Zastosowano całkiem nową deskę rozdzielczą, tunel środkowy i tablicę przyrządów. Także materiały uległy zmianie. Są teraz miększe i bardziej przyjemne w dotyku.
Do tej pory pod maską montowano jeden silnik 3.5 l. V6 w wersji wolnossącej o mocy 267 KM lub doładowanej generującej 370 KM w wersji SHO. Najmocniejszy motor pozostaje bez zmian, a w słabszej wersji klienci będą mieli teraz do dyspozycji 290 KM. Do gamy jednostek napędowych dołączy silnik EcoBoost 2.0 l. R4 z turbodoładowaniem rozwijający 237 KM. Wszystkie silniki współpracują z sześciobiegowym automatem wyposażonym w tryb ręczny z łopatkami przy kierownicy.
Czy te zmiany wystarczą na odzyskanie utraconej pozycji? Prawdopodobnie nie, ale sa szansą na wyrwanie Taurusa ze sprzedażowego dołka.
Marcin Lewandowski