Pikutkowo, Rząsawa, Swarożyn, czy Bojków to nazwy miejscowości, które większości kierowców nic nie mówią. W zamierzeniu GDDKiA miały być prostym sposobem na poradzenie sobie z nazewnictwem węzłów drogowych, czyli bezkolizyjnych skrzyżowań autostradowych i dróg ekspresowych. Miały, bo na szczęście pod wpływem krytyki płynącej z każdej strony Główna Dyrekcja zmieniła zdanie.
Dotychczasowe zasady były proste i zawierały się w jednym zdaniu: węzeł otrzymywał nazwę od najbliżej zlokalizowanej miejscowości. Spowodowało to, że Pikutkowo (zjazd do Włocławka na A1), czy Bojków (dzielnica Gliwic) znalazły swoje miejsce na autostradowej mapie Polski, a Gliwice, czy Poznań nie.
Nowe zasady są nieco bardziej skomplikowane, ale powinny skutkować znacznie prostszym i przede wszystkim bardziej czytelnym oznakowaniem dróg. Na liście miast które mają znaleźć się w nazwach węzłów znajdują się stolice byłych 49 (w tym obecnych 16) województw. Nazwy mają być możliwie jak najkrótsze, najwyżej dwuczłonowe. Tyle teorii, a praktyka?
Zamiast "Komorniki" będzie "Poznań-Komorniki" (autostradowa część obwodnicy miasta), zamiast "Matarnia" pojawi się "Gdańsk-Lotnisko" (S6), "Rusocin" będzie "Pruszczem Gdańskim" (A1), ale nie obyło się bez problemów. Gliwice, w których będą krzyżować się autostrady A1 i A4, nie zostały uwzględnione. Mimo prawie 200-tys. populacji jedno z większych miast województwa śląskiego nie zasłużyło sobie na umieszczenie swojej nawy na żadnym z 7 węzłów jakie w sumie będą zlokalizowane w mieście, bądź jego najbliższej okolicy. Powód? Gliwice nigdy nie były stolicą województwa, czyli nie spełniają podstawowego kryterium. Na szczęście interwencja władz samorządowych dała rezultat i GDDKiA przystała na nazwy zawierające nazwę miasta z dodatkowym członem najbliższej miejscowości (np.: Gliwice-Bojków).
Wszyscy się zgadzają co do zasadności zmian nazw węzłów drogowych, ale pojawia się także krytyka dotycząca kosztów związanych z wymianą oznakowania dróg. W samej Wielkopolsce jest 111 węzłów drogowych wymagających zmiany nazwy, co oddaje skalę problemu. Nie chodzi przecież o kilka tablic, ale o oznakowanie setek węzłów, co niesie ze sobą pokaźne koszty. GDDKiA odrzuca te zarzuty argumentując, że większość węzłów nie jest jeszcze oznakowana, bądź znajduje się na nowo powstających drogach. Przykładowo w województwie pomorskim, więcej pieniędzy idzie na naprawę zniszczonego oznakowania dróg, niż wyniosą koszty zmiany oznakowania, dodaje Piotr Michalski, rzecznik gdańskiego oddziału GDDKiA.
Marcin Lewandowski
Mniej głupich znaków - ZOBACZ TUTAJ
Jak wyposażyć auto przed wyjazdem zagranicę? WIDEO