Program niemieckich dopłat rządowych nie określa, skąd ma pochodzić auto. Może to być unijny sąsiad. W Niemczech program ten cieszy się sporym powodzeniem. Jednak oczekując dalszego spadku sprzedaży, koncerny dopiero co wygasiły część mocy produkcyjnych.
Tymczasem popyt jest tam tak duży, że na auto trzeba czekać wiele tygodni. Niecierpliwi rzucili się do polskich salonów tuż za granicą. Ale i tu kolejka szybko się wydłużyła. Niemcy ruszyli więc w głąb kraju. Jednak nie zawsze wybór salonu wynika z asortymentu.
- Znajomi z Warszawy pośredniczą w transakcji i przesyłają dokumenty potrzebne do rejestracji auta - wyjaśnia Robert Suchenek, kierownik warszawskiego salonu Japan Motors. Niemiecki klient odbiera je np. na granicy.
- Ciekawe, że klienci zza Odry nie wybrzydzają i akceptują wersje wyposażenia, które im zaproponujemy - mówi Sebastian Granica, szef salonu Fiat Euromobil. - Dzięki temu sprzedaliśmy Pandy z rocznika 2008 i np. dwa Fiaty Linea w specyfikacji, która nie cieszyła się wzięciem u polskich klientów - dodaje.
Motoryzacyjne zakupy w Polsce są opłacalne także z innego względu. Swoje dołożył bardzo słaby złoty, dzięki czemu Niemców zarabiających w euro z dnia na dzień stać na więcej. Jeszcze w lipcu 2008 r. za 10 tys. euro można było u nas kupić auta za blisko 33 tys. zł, a dzisiaj ta sama kwota wystarczy na cztery kółka kosztujące 45 tys. zł. W efekcie niektóre modele, jak np. popularny w Niemczech Golf VI generacji, są tańsze u nas o 4 tys. euro.
Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego "Samar" szacuje, że z ok. 30 tys. kupionych w lutym aut 10 proc. trafiło za granicę. A może być to nawet jeszcze większy odsetek. W niektórych salonach na zachodniej granicy nawet połowa sprzedaży w lutym to była turystyka zakupowa. Niemcy policzyli, że chociaż wysokość dopłaty wynosi 2,5 tys. euro, to faktycznie rząd ponosi wydatek jedynie 500 za każde nowe auto.
Jak to możliwe?
Średnia wartość podatku VAT od samochodu po raz pierwszy rejestrowanego w Niemczech wynosi 2 tys. euro. Licząc wpływy z podatków pośrednich, np. od kupowanego paliwa, dopłata zwraca się więc fiskusowi w całości już po 2-3 miesiącach.
Z zakupów transgraniczych polski fiskus nie dostaje ani grosza, bowiem obcokrajowcy uiszczają cenę netto, czyli przed opodatkowaniem. Skoro nie ma u nas nowego auta, to nie ma też podatku od niego. Niby takie proste, ale wydaje się, że urzędnicy myślą inaczej.