Ciekaw szczegółów kontaktuję się z korporacją, a ta kieruje mnie do pierwszego taksówkarza w Mediolanie, który przesiadł się do hybrydy.
Okazuje się, że Domenig Porreca miał już jednego Priusa. Auto ujęło go bezproblemową obsługą. Nie trzeba wyjmować kluczyka z kieszeni, by odryglować zamki czy wkładać go do stacyjki. Klucz sam kontaktuje się z autem i przygotowuje je do drogi.
- Jazda też jest bardzo łatwa - zapewnia Domenig. - Wsiadasz do środka, wciskasz guzik "start", trącasz dźwignię zmiany biegów i już.
Dla Porrecy ważna jest też płynność i lekkość, z jaką Prius się przemieszcza. Kiedy kierowca chce przyspieszyć, nie musi redukować biegów, wystarczy wcisnąć gaz jak w zwykłym automacie, a dwa silniki wsparte skrzynią bezstopniową z łatwością rozpędzają auto.
- Najważniejsze jest - podkreśla Domenig - że po całym dniu jazdy po zatłoczonym Mediolanie nie wy siadam z Priusa zmęczony. Kolejna zaleta to bezawaryjność. Pierwszym Priusem przejechałem 190 tys. km, a ten ma na licz ni ku już 100 tys. km. Problemy? Brak. Wymieniłem jedynie łożyska w przednich kołach. Oryginalne klocki hamulcowe wystarczają aż na 100 tys. km.
Średnie spalanie? Domenig pokazuje na wyświetlaczu wynik: 4,8 l/100 km. Zaznacza jednak, że ponad połowa tego przebiegu to autostrada (nasz redakcyjny Prius w Warszawie zużywał ponad 6 l/100 km).
- Z początku faktycznie palił więcej. Ale nauczyłem się jeździć nim oszczędnie - podkreśla Porreca. Dziś na 5 tys. mediolańskich taksówek ponad 500 to Priusy.
Wady? Rozglądając się po wnętrzu, Domenig zauważa, że tapicerka mogłaby być wykonana z bardziej odpornego na przetarcia materiału. Pasażerowie czasem narzeka ją na wielkość bagażnika (408 litrów) oraz na brak miejsca nad głowami. Ale to są chyba jedyne skazy Piusa, jakie doskwierają w taksówce.
Na deser Domenig zaskakuje mnie opowieścią, jak to chciał zagazować Priusa.
- Próbowałem, ale się poddałem. Prius ma skomplikowaną elektronikę. Założenie sprawnie działającej instalacji jest w nim wręcz niebezpieczne, bo silnik spalinowy zbyt często gaśnie i znów się uruchamia.
A co o Priusie powiedzieliby polscy taksówkarze?
Nasz testowy egzemplarz użyczyliśmy krakowskiemu taksówkarzowi. Co go zdziwiło w Priusie? Przede wszystkim przestronność.
- Pasażerowie będą zadowoleni, bo z tyłu jest dość miejsca na nogi, a to ułatwia wsiadanie i wysiadanie. Po za tym środkowy tunel oddziela kierowcę od pasażera i - co istotne - jest tu automatyczna skrzynia. W swojej Carinie korzystam zwykle tylko z czterech biegów. Nie domyśliłbyś się dlaczego. Otóż, gdy pasażer siedzi z przodu, zdarza się, że nie mogę wrzucić piątki tak, by nie trącić go w kolano. A to mnie krępuje. Przecież nie zawsze obok siedzi ponętna blondynka - uśmiecha się Mariusz Wójcik.
Czy Toyota Prius w polskich warunkach to wymarzona taksówka? -pytam wprost.
Mariusz kręci głową. - Problemem jest cena. Nawet za używany egzemplarz w dobrym stanie trzeba dać około 50 tys. zł. Może następca będzie tańszy...
W Detroit zobaczyliśmy nowego Priusa. Na polskim rynku pojawi się latem. Nie wie my, ile będzie kosztował, choć można oczekiwać, że nieco mniej niż obecny. W przeciwnym razie klienci wybiorą sporo tańszą Hondę Insight lub właśnie debiutującego w Genewie Opla Amperę. Mimo że mocniejszy (silnik 1.8 l zastąpi dotychczasowy 1.5 l), nowy Prius jest ponoć bardziej oszczędny.
Najwyższy czas, by polskie władze wreszcie się obudziły i zaczęły promować ekoauta. Tak czy owak w dobie kryzysu i rosnących nacisków na rzecz ochrony środowiska hybrydy będą zyskiwać na popularności. Aż do czasu, gdy w salonach pojawią się odpowiednio tanie i sprawne auta elektryczne...