Nie raz i nie dwa oglądaliśmy na ekranach telewizorów i w Internecie pościgi za kierowcami łamiącymi przepisy. "Tu kierowca wyprzedza na podwójnej ciągłej... Tu wymusza pierwszeństwo... Teraz przekracza prędkość o 30 km/h..." - relacjonowali policjanci. Ale żeby zrealizować te niemal hollywoodzkie produkcje sami musieli łamać prawo. I to na dystansie wielu kilometrów.
Wolno im to robić? Teoretycznie nie. Nawet podczas pościgu muszą przestrzegać przepisów. To dość kuriozalna sytuacja, bo jednym z ich zadań jest właśnie zatrzymywanie piratów. Jeśli namierzą osobnika tnącego linie ciągłe i wyprzedzającego "na trzeciego", powinni włączyć kamerę i go zatrzymać. Ale żeby to zrobić, muszą jechać za nim. Bez złamania kilku przepisów im się to nie uda.
Inspektor Jacek Zalewski, szef polskiej drogówki, wysłał do MSWiA propozycję nowelizacji ustawy o policji, która dawałaby policjantom możliwość łamania przepisów podczas pościgów z włączonym wideorejestratorem. Projekt gdzieś utknął i nie trafił do szeroko komentowanej nowelizacji ustawy o ruchu drogowym. Propozycje policjantów mają ponoć zostać dopisane do nowej ustawy o policji, która ujrzy światło dzienne za... kilka lat.
Z drugiej strony nagrania często budzą kontrowersje. Trwają długo, pościg ciągnie się kilometrami, podczas których kierowca nie wie, że jest śledzony. Tej świadomości nie mają też inni kierowcy, nagle wyprzedzani czy wpędzani do rowu przez dwa ścigające się auta. Zamiast zatrzymać auto, drogówka jedzie za nim i sumuje wykroczenia oraz wysokość mandatu. Czy słusznie. Wątpliwości ma nawet sąd. Świadczy o tym choćby przypadek Tomasza L., sierżanta drogówki z Bydgoszczy, który w listopadzie 2008 r. został skazany na grzywnę w wysokości 800 zł. Sierżant L. był kierowcą nieoznakowanego radiowozu wyposażonego w wideorejestrator. Na podstawie materiału wideo (z jego służbowego samochodu) postawiono mu zarzuty za wielokrotne przekraczanie prędkości (nawet o 90 km/h), przecięcie linii ciągłej, jazdę po buspasie i chodniku. Sierżant L. tłumaczył przed sądem, że do jego zadań należała ryzykowna jazda, bo inaczej nie zarejestrowałby wykroczeń innych kierowców. Sprawę przegrał.
Tak wygląda rzeczywistość. I trudno się dziwić - ci policjanci, którzy polują na kierowców, zamiast im pomagać i edukować, są zaskoczeni kiedy prawo obraca się przeciwko nim. Powinni mieć jednak możliwość złamania przepisów - pirata drogowego trudno czasem dogonić. Ale niech nie będzie tak, jak dziś - kiedy policyjny wideoradar jedzie za kierowcą, czekając tylko kiedy popełni on kolejne wykroczenia i zamiast dziesięciu nazbiera 25 albo i więcej punktów. Bo znamy polskie realia i wiemy, że przepisy w końcu złamie. Co zrobić, żeby było normalnie? To proste. Kiedy policjant prewencji widzi na ulicy bójkę, to nie czeka, aż padnie pierwszy trup, by z dumą ogłosić, że złapał mordercę. On zapobiega morderstwu. Tak samo policjanci z drogówki powinni od razu reagować, zatrzymywać i karać piratów, by utemperować zapędy i zapobiec gorszej sytuacji.
Specjalnie dla Wysokich Obrotów:
Podinspektor Krzysztof Burdak - szef krakowskiej drogówki
Jak policjant pracujący z samochodzie z wideoredarem ma zarejestrować przekroczenie prędkości jeśli sam jechałby zgodnie z przepisami? To jest wyższa konieczność. Na całym świecie policja działa w ten sam sposób. Dlatego planowana jest zmiana zapisu w polskich przepisach.
Policjant powinien niezwłocznie po ujawnieniu wykroczenia podjąć próbę zatrzymania, by jak najszybciej uchronić innych użytkowników ruchu od niebezpieczeństwa. Nie powinien narażać przy tym manewrze ani innych kierowców, ani partnera, z którym pełni służbę. Takie są wewnętrzne zalecenia. Naganne jest zachowanie, kiedy policjanci jadący samochodem z wideoradarem nie podejmują interwencji natychmiast, ponieważ tym samym przyzwalają na wystąpienie zagrożenia.