Sonata - instrumentalna forma muzyczna pisana zwykle na dwa instrumenty smyczkowe. Jeden ma charakter basowy, drugi - akordowy. Równie różne charaktery, mimo całego podobieństwa, mają auta spod znaków Hyundai i Kia. Kameralność dzieła polega zaś na tym, że powstały w tym samym koncernie, ale nie są efektem szeroko zakrojonej współpracy. Kia należy do Hyundaia od 1998 r. Związek obu firm trwa już dekadę i przynosi wymierne korzyści.
Koreański koncern, niegdyś wykpiwany przez niektórych za zbyt ambitne plany, w 2007 r. wyprodukował blisko 4 mln aut i awansował na piąte miejsce motoryzacyjnych wytwórców. Wypełnił w ten sposób deklaracje sprzed dekady. Zważywszy na problemy GM i Forda w USA, niektórzy nie wykluczają, że Hyundai zdoła wskoczyć do wielkiej trójki, za Toyotę i Volkswagena. Koreańczycy postawili na nowoczesność i jakość, dostosowali się do wymagań konkretnych rynków i konsekwentnie unowocześniali swoje auta. Zaczynali od współpracy z Japończykami, mieli zatem dobre wzorce. Brzmi jak slogan reklamowy? Może. Ale kto jeździł wszystkimi generacjami Kii i Hyundaiów, wie, że tak właśnie było.
Sprawdziła się też polityka bliźniaczych modeli. Pozornie identycznych, a jednak tworzonych dla różnych grup nabywców. Takich par jest dziś kilka. Obok zestawów Kia Picanto / Hyundai i10 , Kia Cee'd / Hyundai i30 czy Kia Sportage / Hyundai Tucson mamy duet w klasie średniej - Kia Magentis/Hyundai Sonata. Jak zabrzmi, gdy uderzymy w jego najczulsze struny?
Gdy auta stoją obok siebie, trudno wychwycić jakąkolwiek różnicę gabarytów. Siedem centymetrów, którymi Hyundai przeważa nad Kią, to kwestia masywniejszych zderzaków. Trudno też dostrzec centymetrową różnicę na korzyść Sonaty w rozstawie osi i większą o prawie 3 cm wysokość. Po prostu - samochody są podobnych rozmiarów.
A jeśli chodzi o wygląd? Tu różnice są większe. Magentis wygląda bardziej świeżo i interesująco, co w dużej mierze zawdzięcza niedawnej kuracji odmładzającej. Sonata, i tak niespecjalnie porywająca, choć inspirowana poprzednią generacją Hondy Accord , wyraźnie się już opatrzyła. Śmiały face lifting dobrze by jej zrobił.
We wnętrzu obu aut jest przede wszystkim mnóstwo miejsca. Bardzo dobre wrażenie robi pokładowe audio, świetnie wyciszono silniki i podwozia.
Podobny jest komfort jazdy. W obu przypadkach projekt deski rozdzielczej trzeba uznać za raczej banalny. I jeszcze jedna wspólna cecha - centralny zamek, który nie otwiera się automatycznie po wyłączeniu silnika. Nader uciążliwe zjawisko. Na tym podobieństwa się kończą.
Sonata ma nieco lepsze materiały wykończeniowe, chociaż te w Kii też są przyzwoite. Z kolei Magentis dysponuje wygodniejszymi, lepiej wyprofilowanymi fotelami i łatwiejszym w obsłudze radioodtwarzaczem. Hyundai ma większy bagażnik, chociaż na pierwszy rzut oka wcale tego nie widać. W kwestii prowadzenia różnic nie ma. Zawieszenie i tu, i tam pracuje znakomicie, świetnie radzi sobie z nierównościami i jest dobrze wytłumione. Okazuje się, że nie musi być twardo zestrojone, by zapewnić bezpieczne prowadzenie.
Gorzej wypadają układy kierownicze. W obu przypadkach są mało bezpośrednie, a siła wspomagania trochę za duża. To przypadłość wielu koreańskich aut.
Kolejne różnice odnajdujemy dopiero w silnikach. Ten w Sonacie jest mocniejszyo10KM, ale wcale się tego nie czuje. Hyundai ma nawet nieco gorsze przyśpieszenia, co może wynikać z większej masy własnej. Przede wszystkim jednak oba turbodiesle mają całkiem inną charakterystykę. Ten z Magentisa niestety nie ustrzegł się pokaźnej turbodziury. Przy próbie żwawego startu łapie zadyszkę i dopiero po chwili odzyskuje wigor. Hyundai przyspiesza płynniej już od najniższych obrotów. Dlatego jazda Sonatą jest bardziej przyjemna, choć - jak wynika z papierów - okupiona wyższym o litr zużyciem paliwa. W praktyce oba silniki zużywają 8,5-10 l/100 km.
Pozostaje kwestia ceny. A raczej rażąco dużej różnicy cen Sonaty i Magentisa z silnikami 2.0 CRDi w podstawowych wersjach. Sądząc, że 25 tys. zł za lepszą charakterystykę silnika i większy bagażnik byłoby przesadą, zakładam, że sedno tkwi w wyposażeniu.
I faktycznie. Hyundai, oferujący auta bardziej ekskluzywne, prócz ABS-u, czołowych, bocznych i kurtynowych poduszek powietrznych, radia z odtwarzaczem CD, manualnej klimatyzacji i pakietu elektrycznego (lusterka i szyby w drzwiach przód/tył) proponuje elektroniczny rozdział siły hamowania, system stabilizacji toru jazdy, układ kontroli powietrza w kabinie, radioodtwarzacz z funkcją MP3 oraz sterowaniem przy kierownicy. Gdy zrównamy poziom wyposażenia, cena Magentisa urasta do prawie 74 tys. zł. Wciąż jest to o 16 tys. mniej niż za Sonatę, ale Hyundai proponuje za swojego średniaka cenę promocyjną - 74,9 tys. zł. W takim przypadku szanse się zrównują.
Koreański duet, mimo że dość zróżnicowany, gra na tę samą nutę.
Summa Summarum
Jeśli ceny byłyby porównywalne, to wybrałbym Sonatę. Może wygląda mniej intrygująco niż Magentis, ale jeździ znakomicie, jest przestronna, pakowna i ma lepiej ułożony silnik. Ta techniczna i użytkowa poprawność ma co prawda nudną powierzchowność, ale całość sprawdza się na co dzień całkiem dobrze. Gdybym musiał za to auto zapłacić o 25 tys. zł więcej, wolałbym jednak użerać się z turbodziurą Magentisa. Kia z turbodieslem, zwłaszcza w podstawowej wersji, to propozycja dla tych, którzy potrzebują dużego, wygodnego samochodu, ale dysponują mniej zasobnym portfelem. W Hyundaiu takiej propozycji nie znajdą.