Test słonia wydaje się jego godną alternatywą. Choć Bibbi Albilala z FreeWayAfroMoto (Stowarzyszenie na Rzecz Bezpieczeństwa Ruchu z siedzibą w Johannesburgu) przyznaje, że rozważano inne propozycje. - Braliśmy pod uwagę lwa, ale zbyt oklepany. Hiena - mało sympatyczna. Podobnie krokodyl. I gdy najwięcej głosów zebrał hipopotam, do akcji wkroczył słoń. Podszedł i bez trudu przewrócił auto prezesa stowarzyszenia. Uznaliśmy to za wskazówkę - wspomina Albilala.
Test słonia znacznie odbiega od testu łosia. Jadące 56 km/h (35 mil/h) auto uderzane jest z boku (na wysokości 1 m) przez zbrojoną betonową kulę (o średnicy 75 cm, wadze 250 kg z siłą 1000 Niutonów), co ma imitować szarżę przeciętnego afrykańskiego drapieżnika. W sześciopunktowej skali oceniana jest stabilność (lub jej brak) badanego auta oraz stopień uszkodzenia. Zdaniem Albilali test słonia jest najbardziej uniwersalnym kryterium oceny samochodu, ponieważ łączy próbę stabilności z elementami testu zderzeniowego. Ciekawe czy przyjmie się w Europie? I co na to wszystko Australijczycy?