Siedzę za kierownicą Audi S5, obok mnie sympatyczny gość, na co dzień użytkownik modelu Allroad. Na razie nie rozmawiamy, czekamy na sygnał do rozpoczęcia pierwszej próby. Nasz samochód jest piąty, ostatni w kolejce. Co kilkanaście sekund rozlega się niesamowity ryk silnika, ale bez charakterystycznego odgłosu buksujących kół. Napęd 4 x 4 i elektroniczne systemy dbają, by moment obrotowy został optymalnie przeniesiony na koła.
Kolej na nas. Ruszamy, po chwili dopadam długiego prawego zakrętu. W miejscu, gdzie mam wrzucić trzeci bieg, stoi biało-czerwony słupek. To ogromna pomoc dla kogoś, kto nie ma doświadczenia. Za chwilę doceni to mój partner, który nie zna Toru Poznań i nie jeździł wcześniej w tak ostrym stylu. Schodzę do wewnętrznej. Dokładnie w środku zakrętu dyżuruje kolejny słupek. Od tego momentu trzeba "prostować" łuk. Wyjeżdżam na zewnętrzną, wrzucam czwórkę. Z krótkofalówki umieszczonej w samochodzie dobiega tylko krótkie "good job". Miło słyszeć. Przejechałem zakręt z odpowiednią prędkością i po optymalnym torze. Przesiadka.
Współpasażer powtarza to samo, co ja robiłem wcześniej. Nie ma doświadczenia, ale po każdym z przejazdów otrzymuje komentarz instruktora. Wie, co trzeba poprawić, i stara się to robić w kolejnych turach. Za trzecim razem i on słyszy "good job". Szybko! Kilka fachowych porad i niedoświadczony kierowca zmienia się w pogromcę toru.
W ten sposób uczestnicy Audi Sportscar Experience mogli poznać cały Tor Poznań. Najpierw pojedynczy łuk, potem serię zakrętów, w końcu całą trasę. Wszystko w rytmie fachowych, przejrzystych i dowcipnych komentarzy łatwo trafiających do przekonania. Krótkofalówki w autach nie milkły, kierowcy na bieżąco poprawiali swoje błędy.
Ostatnie wspólne przejazdy to podróż na granicy przyczepności. Mokra nawierzchnia toru postawiła szczególnie ostre wymagania, elektronika zawiadująca trakcją miała co robić. Zwłaszcza wtedy, gdy przesiedliśmy się do niezwykle szybkich Audi R8. Aluminiowe nadwozie, centralnie montowany silnik V8, amortyzatory z płynem zmieniającym lepkość pod wpływem pola magnetycznego. Sterowanie ich twardością odbywa się elektrycznie, automatyka dobiera parametry zależnie do warunków jazdy.
Pierwszy start i pierwszy dreszczyk emocji. Ogromna siła wciska w fotel. Napęd na obie osie, elektroniczna kontrola trakcji, brak jakiegokolwiek poślizgu. Pełen moment obrotowy przeniesiony na drogę. Twardo pracuje sprzęgło i hamulec, krótka dźwignia zmiany biegów wymaga silnych, zdecydowanych ruchów. Mocny charakter tego samochodu czuje się na każdym kroku. Prędkości są znacznie wyższe niż przy S5, niesamowite przyśpieszenia skracają odległości między kolejnymi zakrętami. Tam, gdzie wcześniej wjeżdżaliśmy bez ingerencji systemów elektronicznych, teraz musimy pogodzić się z korektami niewidzialnych pomocników. Czyli chwilami było za szybko.
Przesiadka z R8 do S8 to przejście winny wymiar. Opuszczasz małą, niziutką kabinę sportowego bolidu i wsiadasz do wielkiej luksusowej limuzyny z jeszcze mocniejszym silnikiem. Stały napęd obu osi z przekładnią Thorsen działa perfekcyjnie. Tak jak we wcześniej prowadzonych modelach optymalnie przenosi moment obrotowy na koła. Wkrótce przekonuję się, jak wiele potrafi to pięciometrowe auto z aluminiową karoserią i dziesięciocylindrowym silnikiem z bezpośrednim wtryskiem benzyny. Nie będę miał jednak okazji sprawdzenia jego maksymalnych możliwości. Tym razem próba dotyczy hamulców. Ceramiczne elementy układu hamulcowego S8, bardzo odporne na przegrzanie, wymagają wręcz brutalnego traktowania. Zalecenie jest jasne - rozpędzić się do 100 km/h, przy wjeździe w wyznaczone bramki szybko przerzucić prawą nogę na hamulec i wcisnąć pedał z całej siły.
Na początku wielu kierowców ma problemy. Albo zbyt wolno przekładają nogę, albo zbyt słabo naciskają pedał. Po kilku próbach wszyscy jednak rozumieją, o co chodzi. I przekonują się, na jak krótkim dystansie ceramiczne hamulce potrafią zatrzymać potężne, dwutonowe S8. Na koniec wszyscy słyszymy upragnione "good job". To rzeczywiście kawał dobrej roboty, zwłaszcza ze strony Audi.
Do pełni szczęścia brakowało nam jedynie indywidualnego wyścigu na czas, byśmy mogli porównać swoje umiejętności. Ale może tak było lepiej. Przynajmniej wszyscy wrócili do domów cali i zdrowi, bogatsi o doświadczenia z Audi Sportscar Experience.