BMW 335i coupé vs. Ford Mustang GT

Kwintesencja motoryzacji: 300 koni pod maską, napęd na tylne koła i nadwozie coupé. Oba auta wiedzą, jak podbić serca prawdziwych mężczyzn, ale każde ma na to inny pomysł

Bullitt 2

Rok 1968, centrum San Francisco. Czarny 375--konny Dodge Charger R/T wyskakuje w powietrze na jednym ze skrzyżowań. Tuż za nim w szaleńczej pogoni, przy akompaniamencie pisku opon, pędzi ciemnozielony Ford Mustang GT. 355 amerykańskich rumaków szarpie niemiłosiernie tylnymi kołami. Ale kierowca nie daje za wygraną mocniejszemu o 40 KM Chargerowi. Nic dziwnego - za kierownicą siedzi słynny porucznik Frank Bullitt, którego gra Steve McQueen. To kadry ze sceny, która (bez komputerowych efektów specjalnych!) do tej pory uchodzi za wzór samochodowego pościgu. Popuściliśmy wodze fantazji i zabawiliśmy się w reżyserów drugiego, bardziej współczesnego i może nieco bardziej europejskiego odcinka "Bullitta".

Z San Francisco do... Rybnika

Za rok "Bullitt" będzie obchodził czterdzieste urodziny. Tylko co zostało z tamtych samochodów? Dzisiejszy Charger nie jest już tak powalający jak kiedyś, ba - nie ma nawet dwudrzwiowej wersji! Dlatego - choć nie bez smutku - pozwoliliśmy sobie nieco zniekształcić motoryzacyjny wątek fabuły, dodając doń europejski akcent. Zamieniliśmy Chargera na BMW 335i - samochód uznany przez dziennikarzy angielskiego "Autocara" za "prawdopodobnie najlepszy samochód świata". Ale jeśli nawet James Bond jeździł niemieckimi samochodami, to mogą i amerykańscy gangsterzy. Zaraz, zaraz! Przecież James Bond jeździł też Fordem Mustangiem Mach 1 w odcinku "Diamenty są wieczne"!

Mamy zatem Mustanga i BMW - dwa coupé z napędem na tylne koła i trzema setkami koni pod maską każdy. BMW 335i jest na wskroś nowoczesne, Mustang nawiązuje do najpiękniejszego okresu historii motoryzacji, kiedy górą były emocje.

Nowiutką beemką podjeżdżamy pod salon o nazwie, nomen omen, Mustang, gdzie można sobie sprawić nowy model kultowego Forda. Nie, nie jesteśmy w San Francisco. Żeby było całkiem egzotycznie, postanowiliśmy nasz pojedynek przeprowadzić nie w słonecznej Kalifornii (to byłoby banalne), ale w przysłoniętym ołowianymi chmurami Rybniku. Tam odbieramy czerwonego GT z prawdziwą amerykańską V-ósemką pod maską. Zaraz przypomniał mi się film "60 sekund". Tyle że w przeciwieństwie do auta, jakim jeździł Nicolas Cage, nasz Mustang ma białe pasy, jest parę lat młodszy. No i nie musimy go kraść, by się przejechać.

O efektownych zdjęciach pościgu przez centrum Rybnika możemy zapomnieć; budżet "Obrotów" nie wystarczył na zamknięcie ulic miasta. Ale Amerykanie przy realizacji "Bullitta" też mieli problemy. Ścigające się samochody nie mogły pędzić przez słynny Golden Gate, ponieważ władze San Francisco nie pozwoliły zamknąć mostu. Za to przed nami stoi otworem, w dodatku bezpłatnie, jedna z dwóch polskich autostrad. A skoro o mostach mowa: pan Mirek, przekazując nam kluczyki z galopującym koniem, przypomniał, że Mustang dziewiątej generacji ma sztywny most, co oznacza, że tylna oś może robić, co chce. Ostrożnie ruszamy Fordem spod firmy. Obydwa auta złowrogo spoglądają na świat. Zapowiadają się uliczne zamieszki.

Schwarzenegger kontra Ford

BMW przy muskularnym Mustangu wygląda i brzmi skromnie. Zupełnie jak Ford przy Schwarzeneggerze. Harrison Ford, rzecz jasna. Rozglądam się we wnętrzu czerwonej bestii. Dziwne mają wymagania tam, za oceanem! Twarde, krzywo poskładane plastiki u nas przejdą najwyżej w Fordzie Fusion. Poziom wykończenia Mustanga jest tak daleki od tego z BMW jak Rybnik od San Francisco. Na szczęście niedoskonałości tuszuje duch auta. Siedzę nisko, w wielkim fotelu, trzymam pionową, wielką kierownicę, przede mną rozpościera się tarcza ogromnej deski rozdzielczej. Tutaj to człowiek czuje się ważny! Zaraz wyciągnę kolta i pokażę wam, kto tu rządzi!

Żółtodzioby w innych samochodach czują uzasadniony respekt wobec Mustanga, którego maska jest wielka jak łóżko małżeńskie - myślę sobie, a tymczasem Lemski prowadzący BMW zniknął gdzieś z przodu. Dodaję gazu, samochód zaczyna jechać bokiem i nawet system kontroli przyczepności ma problemy ze ściągnięciem cugli. Już mnie kusi, by wyłączyć elektronikę. Chyba za bardzo poddałem się atmosferze Dzikiego Zachodu i zbyt nonszalancko trzymam kierownicę. Bo Mustang, jak dziki mustang, może ponieść. 300 KM i sztywny most to nie aluminiowa, wielowahaczowa konstrukcja z BMW. W Mustangu wystarczy wilgotna nawierzchnia i już musisz machać kierownicą nie po to, by skręcić, ale po to, by jechać prosto. A i sucha droga nie jest przeszkodą, by zostać mistrzem driftingu.

Praca zawieszenia mocno mnie zresztą zaskoczyła. Ford mimo imponujących rozmiarów nie buja się jak amerykański krążownik z lat 70., choć jest wciąż bardziej miękki od europejskich aut sportowych. Ale niestety, zawieszenie nie prowadzi kół zbyt precyzyjnie. Za to całe auto sprawia wrażenie pancernego i bardzo dobrze radzi sobie z nierównymi polskimi drogami. Coś nas jednak łączy z USA.

Kiedy patrzę na obydwa samochody, trudno mi uwierzyć, że to amerykańskie bydlę jest lżejsze od BMW. Jakim cudem? Dzięki prostocie konstrukcji - Mustang jest toporny, począwszy od mocarnego silnika, poprzez wykonanie wnętrza i wyposażenie, a na sztywnym tylnym moście skończywszy.

Do prostoty nie pasuje w Fordzie możliwość zmiany koloru podświetlenia deski rozdzielczej. Można wybierać kolorystykę w zależności od pogody czy nastroju. Do wyboru kilkanaście kolorów.

Kiedy Mustang dochodzi do głosu, milknie nie tylko BMW, ale też cała ulica. Prawdziwa amerykańska V-ósemka o pojemności 4.6 l i mocy 304 KM nie czeka, aż ktoś udzieli jej głosu. Za to by posłuchać zaawansowanego, ale "jedynie" 6-cylindrowego motoru BMW o mocy 306 KM, zasilanego dwiema turbosprężarkami i bezpośrednim wtryskiem benzyny, najlepiej wjechać na scenę opery. Cisza! Maestro 335i rozpoczyna koncert na pomruki! Jeśli wsłuchasz się w subtelny gang, docenisz wytworność jego barwy i usłyszysz moc. Pod tym względem 335i przypomina nieco... Bentleya Continentala GT.

To wszystko wrażenia dźwiękowe z zewnątrz. A zza kierownicy? Wygrywa Mustang. Nieważne, przy jakich obrotach wciśniesz gaz, samochód i ciebie przechodzą dreszcze. Bulgot ośmiu cylindrów wdziera się bez pytania do wnętrza Forda. BMW nie pozwala sobie na takie ekstrawagancje. Przecież 335i to nie M-ka, a poza tym jest lepiej wyciszone. Aaa... zapomniałem wspomnieć, że Mustang jest cztero-, a BMW pięcioosobowe, ale w obydwu samochodach z tyłu wygodnie usiądą co najwyżej zagłodzone blondynki spod dyskoteki.

Mustang ma dużo większy moment obrotowy, ale jego maksymalna wartość 437 Nm dochodzi do głosu przy 4,5 tys. obr./min. A skromniejsze 400 Nm służy kierowcy BMW 335i już od 1300. Tak, tak! Od 1300 obr./min. I to nie jest diesel.

W Mustangu potęga motoru wynika z pojemności, w BMW z doładowania. Dwie turbosprężarki (każda opiekuje się trzema cylindrami) są tu nie po to, by przysparzać koni, lecz niutonometrów przy niskich obrotach silnika. Stąd ich kompaktowe rozmiary. Tak, to tygrysy lubią najbardziej - kultura pracy motoru benzynowego plus zalety diesla. Nawet nie tak dużo pali. Nie możemy (choć bardzo byśmy chcieli) wzorować się na ostatnich sekcjach pościgu z "Bullitta" i nie rozbijamy szarego BMW o stację benzynową. Tankujemy i już wiemy - technika wyraźnie wygrywa z tradycją. W BMW trudno przekroczyć 15 litrów na setkę, Mustangowi tyle wystarczy, by leniwie wyjechał ze stajni.

Z USA do Europy

Wjeżdżamy na autostradę. Liczniki wskazują 50 km/h. Gaz do dechy! O dziwo 5-biegowa automatyczna skrzynia Mustanga (automat BMW ma 6 biegów) nie śpi i amerykański potwór z podniesionym ku niebu przodem walczy z niemcem. Jednak BMW zyskuje przewagę z każdym metrem. Różnica nie jest duża, bo przy 130 km/h sięga zaledwie dwóch długości auta, ale 335i wciąż się oddala. Według producentów obydwa samochody rozpędzają się do setki w mniej więcej 5,5 sekundy. Niemiec jest szybszy, bo potrafi pojechać 250 km/h. Potem do głosu dochodzi elektroniczny cerber. Mustang, którego groźna paszcza drwi sobie z podstaw aerodynamiki, może się rozpędzić do 238 km/h. Na autostradzie lekko zwycięża BMW.

Ale dość tych "amerykańskich" autostrad, pora przenieść się na "europejskie" zakręty. Zanim ruszymy w stronę Ustronia, zmieniamy auta. Gdy przesiadam się za kierownicę BMW, mam wrażenie, że ktoś ściągnął mi rozczłapane kowbojki i założył dopasowane adidasy. No tak. 335i działa z precyzją noża chirurgicznego. Każdy ruch kierownicą, pedałem hamulca czy gazu przekłada się natychmiast na reakcję. Dokładnie czuję, co dzieje się z samochodem. Dopiero ciasne wiraże pokazują, ile pracy włożyli inżynierowie BMW w dopracowanie układu jezdnego. Popisuje się też zmodyfikowany 6-biegowy automat ZF-a. Idealnie dobiera biegi do stylu jazdy, jeśli trzeba, to hamuje silnikiem, i uspokaja jazdę, kiedy chce tego kierowca. Przy niej skrzynka Mustanga to relikt przeszłości.

BMW mniej wierzga tyłem od Mustanga - to wina m.in. braku mechanizmu różnicowego o zwiększonym tarciu. Takie emocje Niemcy pozostawiają kierowcom M-ek (przy okazji: nowe M3 ma pojawić się już w połowie roku).

Nieporównywalny jest poziom wykonania obydwu samochodów. BMW należy do najlepiej wykończonych samochodów w klasie, Ford znajduje się raczej przy końcu tabeli. Ale i ceny aut są nieporównywalne. A poza tym wrażenie, jakie robi Mustang, pozostawia daleko w tyle banglowskie BMW. Mustang jest prosty i surowy, ale pełen magicznego kultu.

Oba samochody kupuje się sercem, a nie rozumem. Rozum każe wybrać jedno. Które? A wolisz kowbojki czy adidasy? Fajnie się chodzi i w jednych, i w drugich. Na co dzień lepsze są jednak adidasy. Wybieram BMW. Ale ta cena! W Rybniku za nowego Mustanga GT po wszystkich opłatach, gotowego do rejestracji, trzeba zapłacić 136 tys. zł (w USA kosztuje ok. 30 tys. dol.). Taniocha. BMW kosztuje 211 tys. zł. Za taką sumę można sobie sprowadzić Mustanga GT 500 o mocy 500 KM!

Mustang forever

Mustang, który nie jest oferowany przez Forda w Europie, sprzedaje się w USA jak świeże bułeczki. W 2008 roku planuje się delikatne odświeżenie auta. I właśnie wtedy - w 40. rocznicę powstania filmu - ma się pojawić wersja Bullitt. Może ktoś w tajemnicy przymierza się do produkcji drugiej części filmu? Oby tylko była tak udana jak nowy Mustang!

Summa Summarum

BMW zwycięża w większości kategorii. Jest znakomicie wykonane, stosunkowo oszczędne i świetne się prowadzi. Mustang ma charyzmę, cieszy oko, napawa dumą i nie kosztuje majątku.

 

Szczepan Mroczek

Dziękujemy firmie Mustang z Rybnika (www.mustang.net.pl) za udostępnienie samochodu w celu przygotowania materiału

Więcej o: