Ceratka na półmetku

Szwagier odebrał właśnie z salonu nowiutką Kię Magentis. W kwestii wyposażenia poszedł na całość: skóra, zestaw DVD, pełna elektryka. Co ciekawe, to już jego druga Kia. W Picanto musiał naprawiać silnik (na szczęście na gwarancji). Pomimo to pozostał wierny koreańskiej marce.

W naszej testowej "Ceratce", bo tak pieszczotliwie ją zwiemy, nic poważnego się nie dzieje. Na liczniku pojawiło się 15 tys., a to oznacza połowę planowanego przebiegu. W tym czasie bordowa Kia obwiozła nas po całej Polsce. Jak na diesla przystało, sprawdziła się też na trasie. 800 km w jedną stronę, chwila przerwy i droga powrotna - takie sytuacje nie robiły na 1,5-litrowym silniku większego wrażenia. 102 konie objuczone bagażem (345 l) i czterema osobami na pokładzie nie pozwalały się zagalopować, ale też nie dostawały zadyszki. W takich warunkach spalanie na poziomie 7 litrów oleju napędowego można uznać za satysfakcjonujące.

Wnętrze nie drażni wymyślnymi kształtami, materiały dość przyjemne w dotyku i, co najważniejsze, nieźle spasowane. I nawet doskwierający niektórym zapach wnętrza przypominający koreańskie zabawki z czasem wywietrzał. Nie zniknęły jednak niedomagania zawieszenia: bujanie, głośna praca na nierównościach - do tego musieliśmy się przyzwyczaić. Pocieszające jest jednak, że po 15 tys. km układ jezdny działa tak jak na początku testu.

Tajemniczy świst

Czas na przegląd. I tu miłe zaskoczenie. Jeden telefon i do serwisu mogliśmy przyjechać tego samego dnia. Uwag właściwie nie mieliśmy, choć kilka detali nieco uprzykrzało nam jazdę "Ceratką". Przede wszystkim zapach dobywający się tym razem z klimatyzacji. Nieprzyjemny aromat atakował nasze nozdrza, zwłaszcza przy uruchomieniu klimatyzacji w zasadzie od pierwszych kilometrów nowym autem. Po wymianie filtra powietrza (identycznego jak Kii Sportage) i przeczyszczeniu układu problem zniknął jak ręką odjął. A po przykrym zapachu pozostał jedynie wpis w dokumentach serwisowych "śmierdzi klimatyzacja". Swoją drogą, gdybym nie widział, jak pracownik serwisu wyjmuje filtr, nie uwierzyłbym, że pochodzi z naszej Cerato. 15 tys. km wystarczyło, by nabrał idealnie czarnego koloru.

Inna sprawa to tajemniczy świst dochodzący z okolic prawych drzwi przy 170 km/h. W pierwszej chwili podejrzewaliśmy koło, a ściślej łożysko bądź oponę. Okazuje się jednak, że przyczyną jest szczelina między ramką drzwi a przednim słupkiem. Auto najwyraźniej za szybko wyjechało z tunelu aerodynamicznego. Nie ma rady, trzeba przywyknąć.

Wytrzyma?

Przekazuję kluczyki fotoedytorowi Nóżce. Ten, jak weźmie auto w swoje... nóżki, to spalanie spada nawet poniżej fabrycznego. Niemożliwe? W Kii osiągnął niespełna 5 l na setkę. Nie wiemy, jak on to robi.

Po kilku dniach przekonuję się, że do "Ceratki" wsiadam jak niemal do swojego auta. Przyciski na swoim miejscu, pozycja za kierownicą w miarę wygodna, do tego poręczne schowki. Tylko ta kierownica. Pokryto ją sztuczną skórą, która z początku jest gładka i miła w dotyku, a po kilku godzinach nieprzyjemnie lepka. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim.

Pozostałe plastiki nie skrzypią i nie piszczą. Jak w dobrze skrojonym garniturze, takim za 64 tys. zł, bo tyle kosztuje nasza testowa Kia w wersji Optimum.

Inaczej jest natomiast z silnikiem, a dokładniej z turbiną. Choć eksploatowana zgodnie z instrukcją widniejącą na naklejce na drzwiach kierowcy, zaczęła wyraźnie głośniej pracować. Zmusi nas to do szybszej wizyty w serwisie.

Pierwszy przegląd po 15 tys. km (filtr powietrza 61,77 zł, podkładka korka oleju 1,02 zł, filtr oleju 56,50 zł, olej Castrol GTX Magnatec 220,82 zł, filtr A/C 102,07, przegląd 244 zł)

Więcej o: