W marcu i kwietniu bywa tak, że jeden poranek nie jest podobny do drugiego. Jednego dnia wita nas mocne słońce, bezchmurne niebo i nie da się zaprzeczyć, że wiosna wisi w powietrzu, podczas gdy następnego ranka trzęsiemy się z zimna i zeskrobujemy szron z szyby. Taka pogoda bywa naprawdę trudna. Wielu kierowców, zanim wyruszy w swoją trasę, kontynuuje zimowe nawyki, np. te związane z rozgrzewaniem silnika na postoju. Ale czy to na pewno właściwe?
Nie mają większych problemów ci, którzy mogą pochwalić się posiadaniem własnego garażu. W takim miejscu, pojazdy nie są tak narażony na działanie warunków atmosferycznych, jak te trzymane na świeżym powietrzu. Kierowcy tych samochodów, z kolei bardzo często, by ułatwić sobie życie, uruchamiają silniki i nagrzewają wnętrze pojazdu, i w tym samym czasie odszraniają i przygotowują samochód do jazdy. Argumentują takie zachowanie jednocześnie tym, że silnik potrzebuje rozgrzania po chłodnej nocy.
Eksperci motoryzacyjni twierdzą, że takie działanie jest wręcz szkodliwe dla naszych pojazdów. Wyjaśniają, że to mocno zakorzeniony mit, wciąż powielany przez sporą liczbę kierowców.
Odpowiednią temperaturę uzyskamy szybciej w trakcie jazdy niż podczas postoju i pracy silnika na niskich obrotach. Przy dużym mrozie warto jedynie odczekać kilkanaście sekund przed ruszeniem, aby olej mógł rozprowadzić się w układzie.
- wyjaśnia, ekspert motoryzacyjny Adam Lehnort.
Silniki samochodowe są zaprojektowane do pracy przy zmiennych oraz wyższych obrotach. Stanie, przy niskich temperaturach, i czekanie na to, aż się rozgrzeje silnik, nie jest dla niego optymalne i właściwe. W dodatku, w takiej sytuacji silnik rozgrzewa się znacznie wolniej, niż w czasie jazdy. Najważniejsza kwestia to nie obciążanie zimnego silnika zbyt niskimi oraz zbyt wysokimi obrotami.