Autostrada A9 w okolicach miejscowości Köselitz. Ciężarówka z ciągnikiem Scanii na polskich numerach rejestracyjnych porusza się zygzakowatym torem. Kierowcy zgłaszają sprawę policji. Podejrzewają bowiem, że kierujący jest pijany. Funkcjonariusze docierają na miejsce. I dopiero wtedy tak naprawdę zaczyna się ta historia.
Początkowo przebieg kontroli drogowej był modelowy. Policjanci odnaleźli na A9 ciężarówkę, na którą skarżyli się kierowcy. Dojeżdżając do niej, odpalili lampy błyskowe i sygnały dźwiękowe. Liczyli na to, że TIR się zatrzyma. Tak się jednak nie stało. Kierowca nie miał najmniejszego zamiaru zatrzymywać ciężarówki. Jak donosi serwis 40ton, spychał z drogi interweniujące radiowozy.
Policjanci podejmowali próby zatrzymania pojazdu. Te skończyły się dwiema kolizjami w tym jedną, po której radiowóz nadaje się do kasacji. W rozbitym aucie ucierpiało dwóch funkcjonariuszy. Ich obrażenia były całe szczęście lekkie. Scania kontynuowała ucieczkę przez 120 km. Minęła Lipsk i gdy dotarła do miejscowości Osterfeld, natknęła się na kolczatki rozłożone na jezdni, które przebiły wszystkie opony. Ciężarówka musiała stanąć.
Kierowca zestawu na polskich numerach rejestracyjnych został zatrzymany. Okazało się, że jest nim 41-letni obywatel Ukrainy. Mężczyzna został poddany dwukrotnemu badaniu alkomatem. To jednak nic nie wykazało. Kierujący nie był pijany. Czemu zatem uciekał przed policją i jechał "chybotliwym" torem? Niemiecka policja na razie nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Opowiedziała natomiast o dalszym losie kierowcy ciężarówki.
41-letni Ukrainiec został aresztowany pod zarzutem spowodowania zagrożenia w ruchu drogowym. Pościg na dystansie 120 km wymagał użycia całej floty radiowozów, a nawet dwóch helikopterów. Odbywał się w ruchu drogowym. Postronne osoby również mogły ucierpieć. Poza tym niemiecka policja złożyła wniosek o tymczasowe zatrzymanie kierowcy w areszcie.