Na polskich drogach na kierowców czyhają odcinkowe pomiary prędkości, fotoradary, wybiórcze kontrole prowadzone przez funkcjonariuszy w różnych miejscach, a nawet lotne patrole policji. Wszystko po to, by walczyć z tymi, którzy notorycznie łamią przepisy ruchu drogowego i ani myślą stosować się do znaków drogowych. Szczególnym problemem jest dostosowanie się do dozwolonej prędkości.
W Polsce ograniczenie prędkości reguluje znak B-33. Jest okrągły, z czerwoną obwódką a w środku umieszczona jest liczba, która mówi nam o dopuszczalnej prędkości dozwoloną za tym znakiem. Wyjeżdżając poza granice naszego kraju zwykle łatwo możemy się domyślić znaczenia podstawowych znaków drogowych, nawet mimo drobnych różnic. Bywają jednak takie znaki, które choć wydają się nieskomplikowane, to wywołują u niektórych konsternację.
Do takich znaków zaliczamy okrągły biały znak z zieloną obwódką i umieszczoną w środku liczbą. Takie oznakowanie charakterystyczne jest na drogach w Wielkiej Brytanii - choć nie jest jeszcze mocno spopularyzowane. Zdaniem ekspertów, w tym prawnika i youtubera Daniela ShenSmitha, specjalizującego się w przepisach ruchu drogowego, takie znaki zaczęły być wprowadzane, aby wpłynąć na ruch - ich zadanie to poprawa bezpieczeństwa i ograniczenie ruchu pojazdów.
Nie są one traktowane jako obowiązek przestrzegania ograniczenia prędkości, gdyż pełnią jedynie funkcję informacyjną. Sugerują z jaką maksymalnie prędkością kierowcy powinny się poruszać po określonym obszarze. Są zazwyczaj stosowane w pobliżu szkół, na osiedlach mieszkaniowych, a także w miejscach, gdzie wymagana jest wzmożona ostrożność i czujność. To jedno z kolejnych rozwiązań stosowane przez władze, które ma na celu zwiększenie bezpieczeństwa, zwłaszcza wśród pieszych. Jednakże nie ma takiej mocy prawnej, jak nasze polskie znaki, T-27, czyli powszechnie znanego pod nazwą "Agatka" i tych stosowanych w strefach zamieszkania. Te znaki regulowane są prawem i nakładają na kierowców konkretne zachowania.