Jeszcze w latach 90. XX wieku sytuacja na polskim rynku motoryzacyjnym była prosta. Kierowca szedł do salonu po nowe auto tylko po to, aby kupić najtańszy z dostępnych modeli. Szczytem fantazji trzy dekady temu stawał się metaliczny lakier nadwozia. Gusta kierowców w tym czasie się zmieniły. Zmieniła się też oferta wersji wyposażenia.
Idealnym przykład zmiany stanowi gama Forda. Dziś amerykańska marka oferuje raczej eleganckie wersje Titanium, usportowione ST-Line, o charakterze nieco terenowym Active czy w pełni sportowe ST. Który z wariantów szczególnie przypadł do gustu nabywcom Fordów? Marka postanowiła to sprawdzić i teraz dzieli się wnioskami. Dla przykładu modele:
Dobry przykład stanowi model Puma. W jego przypadku Titanium to wariant podstawowy. Do najpopularniejszego ST-Line kierowcy muszą dopłacić przeszło 9 tys. zł. ST-Line X wymaga już dopłaty sięgającej 19 tys. zł.
Polacy nie boją się dobrze wyposażonych samochodów. Dziś średnia cena fabrycznie nowego pojazdu, który opuszcza polski salon sprzedaży, to blisko 181 tys. zł. Dla porównania w 1999 r. kwota sięgała zaledwie 34 tys. zł. Swoje z pewnością zrobiła inflacja. Auta dziś są po prostu droższe. Ale nie tylko ona miała znaczenie.
Warto zdać sobie sprawę z tego, że w ciągu trzech dekad mocno zmieniła się też sama struktura rynku motoryzacyjnego w Polsce. W latach 90. XX wieku Polacy kupowali przede wszystkim za gotówkę. Ewentualne kredyty pod zakup aut też były gotówkowe. Dziś dominuje finansowanie. Kierowca nie musi przelewać dealerowi 180 tys. zł. Robi wpłatę własną, a resztę spłaca w dogodnych ratach miesięcznych. Tak dużo łatwiej jest kupić lepiej wyposażony czy mocniejszy model. I to wyraźnie znajduje swoje odbicie w danych opublikowanych przez Forda.