Bez radykalnych cięć nie ma mowy o przetrwaniu. Grupa Volkswagena w ciągu kilku najbliższych lat mocno zmniejszy zatrudnienie. Do 2030 r. pracę straci łącznie ponad 35 tys. osób. Otwartą kwestią pozostaje, czy uda się uratować niektóre fabryki w Niemczech. Koncern rozważał bowiem zamknięcie nawet trzech niemieckich zakładów. Celem jest zmniejszenie nadwyżek mocy produkcyjnych oraz obniżenie kosztów rozwoju nowych samochodów i technologii. A to nie wszystko.
Oszczędności dotknęły też kadrę kierowniczą koncernu. A ten sowicie wynagradzał swoich najważniejszych menedżerów. Według dziennika Bild Oliver Blume, szef Grupy Volkswagen otrzymywał bardzo godziwą pensję. W 2023 r. zainkasował łącznie aż 9,7 mln euro (większość z tego stanowi premia a podstawowa pensja wyniosła ponad 1,6 mln euro). W porównaniu z Carlosem Tavaresem (szef koncernu Stellantis otrzymał w tym samym czasie ponad 36 mln euro) to skromny wynik. Na tle innych koncernów jest już jednak zupełnie inaczej.
Sowite wynagrodzenie w wysokości 9,7 mln (pensja zasadnicza oraz premia za wyniki) przechodzi do historii w przypadku szefa Grupy Volkswagen. Bild ustalił, iż Oliver Blume wraz z ośmioma członkami zarządu zdecydowali o obniżeniu swoich wynagrodzeń. W ciągu najbliższych dwóch lat ich pobory zmniejszą się o 11 proc. W przypadku pensji zasadniczej oznacza to kwotę rzędu ok. 1 mln euro (jeszcze w 2022 r. otrzymał 1,6 mln). Pozostali członkowie zarządu zmieszczą się w progu poniżej miliona.