Na drogach coraz częściej widywane są samochody z zielonymi tablicami. Także na parkingach i ulicach wielu miast pojawia się coraz więcej miejsc przeznaczonych do ładowania elektryków. Miejsca te jednak często blokowane są przez auta spalinowe. Jedni robią to przez pomyłkę, inni z niewiedzy, są też tacy, którzy robią to z premedytacją.
O tym problemie wspominała m.in. Straż Miejska w Olsztynie.
Ostatnio taka sytuacja miała miejsce przy ul. Dąbrowszczaków. Skierowany na miejsce patrol potwierdził zgłoszenie. Na koła pojazdów założono tzw. blokady. W stosunku do sprawców wykroczeń wyciągnięto konsekwencje prawne
- relacjonowali strażnicy i przypominali, by parkować "z głową i zgodnie z przepisami". Ten problem zdarza się na parkingach, w strefach parkowania, ale też pod sklepami i marketami. Bywa, że niektórzy kierowcy aut spalinowych na widok zajętych "klasycznych" miejsc zostawiają samochody przy tych oznaczonych kopertą i znakiem "EV" lub "EE". Jednak taka praktyka, niezależnie od powodu, może skutkować mandatem.
Zaparkowanie w miejscu przeznaczonym do ładowania to niedostosowanie się do znaku D-18a ("wyłącznie dla aut elektrycznych" albo "tylko EV") lub D-23c (wskazującego punkt ładowania). Jest to więc wykroczenie (art. 92. Kodeksu wykroczeń i niezastosowanie się do znaku) podlegające karze grzywny lub nagany. - Mandat w tym przypadku wynosi 100 zł i 1 pkt karny - wyjaśniał Andrzej Hinz, starszy inspektor ds. komunikacji społecznej Straży Miejskiej w Gdańsku, w rozmowie z portalem trojmiasto.pl.
Jeśli sprawa trafi do sądu, kierowcy może grozić nawet 5000 zł grzywny. Co ważne, dotyczy to nie tylko kierowców aut spalinowych, lecz także elektryków, które nie korzystają z ładowarki. Choć przepisy nie przewidują w takiej sytuacji procedury odholowywania auta, straż miejska może nałożyć blokadę, jeśli kierowca nie będzie na miejscu.