Oficjalnie manipulowanie przebiegiem w Polsce jest nielegalne i grozi za to kara do 5 lat więzienia. Mimo to na rynku wciąż można trafić na pojazdy z "odmłodzonym" licznikiem. Najczęściej dotyczy to aut sprowadzonych z zagranicy, a tych w Polsce nie brakuje. Cofnięcie o kilkadziesiąt czy nawet kilkaset tysięcy kilometrów to dla niektórych handlarzy standardowa praktyka. Na szczęście można to wykryć, jeśli wie się, na co patrzeć.
Nie warto wierzyć w cudownie niskie przebiegi, zwłaszcza w starszych autach z silnikiem diesla. Samochody eksploatowane na zachodzie Europy często pokonują 30 tysięcy kilometrów rocznie, a zdarza się, że i dwa razy tyle. Więc jeśli nastoletni Ford Mondeo czy Golf dziwnym trafem mają tylko 220 tysięcy km "na zegarze", warto potraktować to jako pierwszą czerwoną flagę i kompleksowo rzucić okiem na auto. Wnętrze pojazdu mówi więcej niż sprzedawca. Wytarta kierownica, wygładzony lewarek biegów czy starta skóra na mieszku to ślady intensywnej eksploatacji. Pedały też zdradzają przebieg. Nowe w kilkunastoletnim aucie? To z miejsca powinno budzić podejrzenia.
Starte oznaczenia na przyciskach czy zniszczona tapicerka to kolejne sygnały, że samochód ma za sobą więcej, niż deklaruje sprzedawca. Oczywiście niektórzy próbują tuszować zużycie, np. pokrowcami na fotelach, ale nie da się ukryć wszystkiego. Pod maską może kryć się jeszcze więcej. Wyciek oleju spod pokrywy zaworów, nieszczelności przy skrzyni biegów czy "pocąca się" turbosprężarka to oznaki dużego przebiegu. Warto też spojrzeć na nadwozie. Zmatowiałe reflektory i odpryski na masce to normalne ślady autostradowej jazdy. Jeśli auto wygląda zbyt idealnie, może skrywać niejedną tajemnicę.
Cofnięty licznik można wykryć, jednak wymaga to od nas trochę wysiłku. W jakich miejscach możemy zasięgnąć informacji?
Nie warto ślepo wierzyć w licznik. Stan techniczny auta mówi więcej niż randomowa liczba na desce rozdzielczej. Dlatego przed zakupem warto dokładnie sprawdzić historię pojazdu i zwrócić uwagę na detale.