Nazwa firmy ESA Luftsicherheit & Service GmbH naszym rodakom może niewiele mówić. To jednak nie oznacza, że bankructwo przedsiębiorstwa pozostaje dla nich bez znaczenia. Nie pozostaje. ESA obsługiwała bowiem kontrole bezpieczeństwa na niemieckich lotniskach. Teraz przedsiębiorstwo ogłosiło upadłość. Donosi o tym Polski Obserwator.
Niemiecka ESA była jednym z kluczowych graczy na rynku kontroli bezpieczeństwa na lotniskach. Jeszcze kilka lat temu to ta właśnie firma organizowała strefy sprawdzania pasażerów m.in. w Berlinie, Dreźnie czy nawet Frankfurcie. Lista jest o tyle kluczowa, że mówimy o głównych portach przesiadkowych m.in. dla linii Lufthansa. Polacy często pojawiają się zatem na tych lotniskach.
Niestety ESA Luftsicherheit & Service GmbH wybrało zły model biznesowy. Bo firma agresywnie walcząc o klientów na trudnym rynku, zaczęła obniżać stawki. W tej kwestii poszła jednak zbyt daleko. Bo te z czasem stały się dumpingowe. Sprzedaż usług poniżej kosztu ich wytworzenia wpędziła z kolei przedsiębiorstwo w problemy. Najpierw firma zaczęła mieć trudności z regulowaniem płatności za faktury. Z czasem zaczęła również zalegać w wypłacie pensji swoim pracownikom.
Problemy ESA zostały dostrzeżone przez władze poszczególnych lotnisk. Z usług firmy zrezygnował m.in. port w Weeze, Berlinie-Brandenburg, Dreźnie, Erfurcie i Frankfurcie-Hahn. Operator nadal jest obecny Dortmundzie, Paderborn/Lippstadt, Lübeck, Rostock-Laage, Sylt i Friedrichshafen. Nadal funkcjonuje, ale aktualnie w ramach postępowania upadłościowego.
Taka sytuacja oznacza jednak dwie rzeczy. Po pierwsze pracownicy ESA nadal próbują odzyskać wielomiesięczne zaległości w wypłatach pensji. A przecież nadal nie ma nawet mowy o regularnym wypłacaniu aktualnych pensji. Po drugie firma boryka się z brakami kadrowymi. Część pracowników po prostu odeszła. Zmniejszona załoga może spowodować zatem opóźnienia lub utrudnienia w odprawach pasażerów. Warto się na nie przygotować i z nimi liczyć.