• Link został skopiowany

Ursula von der Leyen się przebudziła. Nagle chce dyskutować o przyszłości motoryzacji

Europejski przemysł motoryzacyjny popada w ruinę. Oczywiście winę za ten stan w głównej mierze ponoszą unijni politycy. W końcu jednak pojawiło się światełko w tunelu. Komisja Europejska nareszcie chce podjąć dialog z branżą i wyprowadzić ją z kryzysu.
Szanse na renesans europejskiej branży motoryzacyjnej? KE ma nową strategię
Fot. Olivier Hoslet / AP / AP / Daimler AG - Global Communications Mercedes-Benz Cars / Mercedes-Benz AG

Trudno nie dojść do wniosku, że europejscy politycy przez ostatnie lata byli pogrążeni w dziwacznym letargu. Mimo licznych głosów ze strony analityków, dziennikarzy, a także samych przedstawicieli branży motoryzacyjnej, unijny decydenci szli w zaparte i w imię "ekologicznego postępu" wprowadzali kolejne godzące w interesy przemysłu przepisy. To, że będą miały one opłakane skutki, wiedzieliśmy od dawna.

Zobacz wideo

Problemy europejskiej branży samochodowej. Potrzebne są zmiany

Niestety, ślepa wiara w elektryfikację i oderwanie prowadzonej polityki od rynkowych realiów doprowadziło wiele koncernów do poważnych problemów. Wystarczy wspomnieć tutaj o Volkswagenie, który jako grupa przędzie coraz cieniej. Do jeszcze niedawna planowano zamknięcie aż trzech fabryk, jednak po rozmowach ze związkowcami udało się wypracować inne rozwiązanie. Zamiast likwidacji obiektów do 2030 roku zwolnionych zostanie, uwaga, aż 35 tys. pracowników. Warto wspomnieć również o należącym do niemieckiego giganta Audi. Pod koniec lutego do historii przejdzie zakład marki w belgijskim Forest (miasto leżące pod Brukselą), co będzie się wiązało z wyrzuceniem na bruk 3000 zatrudnionych.

Co ciekawe, mimo wszelkich postulatów wystosowywanych przy okazji wyborów do europarlamentów, politycy nawet nie tknęli palcem w kwestii przepisów dotyczących emisji dwutlenku węgla zawartych w dyrektywie CAFE (Clear Air For Europe). W tym roku w życie wszedł kolejny już jej poziom, który zaostrzył normę dla nowych samochodów osobowych z poziomu 118 g/km do 93,6 g/km. Przekroczenie limitu oznacza dla producenta konieczność zapłacenia olbrzymiej kary. Unia za każdy nadprogramowy gram CO2 nalicza "grzywnę" w wysokości 95 euro. Dla przykładu, jeżeli dany model spełniał normę w 2024 roku, a więc emitował, załóżmy 117 g, to w tym roku producent od każdego sprzedanego egzemplarz będzie musiał zapłacić prawie 2200 euro kary.

Jedynym rozwiązaniem i szansą na ominięcie kar, jest zwiększenie sprzedaży samochodów zeroemisyjnych, a więc elektryków i aut wykorzystujących ogniwa paliwowe na wodór. Wbrew pobożnym życzeniom polityków popyt na te pojazdy wcale nie rośnie (aktualnie udział aut typu BEV w ogólnej sprzedaży samochodów utrzymuje się na poziomie 12-15 proc.). Producenci nie mają też narzędzi, by zachęcić klientów do ich zakupu. Obniżenie cen doprowadziłoby do tego, że ich produkcja nie miałaby finansowego uzasadnienia. Ze względu na niskie wyniki sprzedaży, wielu producentów nawoływało do zmiany przepisów i złagodzenia norm. "Jeśli sprzedaż elektryków pozostanie na obecnym poziomie, europejski przemysł może być zmuszony zapłacić 15 mld euro kary lub zrezygnować z produkcji ponad 2,5 mln pojazdów" — stwierdził dyrektor generalny Renault, Luca de Meo, cytowany przez agencję Reuters. Czy jest szansa na zmianę katastrofalnej sytuacji? Tak, ale minimalna.

Europejscy politycy chcą ratować przemysł. Dialog al'a von der Leyen

Dopiero teraz, gdy przysłowiowe oczy pogrążonego w kryzysie przemysłu się zamykają, otwierają się one politykom. Nagle poszli po rozum do głowy i chcą wybawić branżę motoryzacyjną od problemów, do których sami doprowadzili. Jedną z tych, którzy planują odwrócić losy europejskich firm motoryzacyjnych, jest przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. "Przemysł motoryzacyjny jest dumą Europy i ma fundamentalne znaczenie dla dobrobytu Europy. Napędza innowacje, wspiera miliony miejsc pracy i jest największym prywatnym inwestorem w badania i rozwój" - stwierdziła jeszcze w grudniu (zresztą rychło w czas doszła do takich wniosków...).

"Musimy wspierać tę branżę w zbliżającej się głębokiej i destrukcyjnej transformacji. Musimy także zadbać o to, aby przyszłość samochodów pozostała mocno zakorzeniona w Europie. Dlatego też wezwałam do strategicznego dialogu na temat przyszłości europejskiego przemysłu samochodowego" - dodała. W końcu doczekaliśmy się jakiegoś zdecydowanego kroku ze strony Komisji Europejskiej. Właśnie przedstawiła plan dotyczący pobudzenia gospodarki Europy, która w coraz większym stopniu zaczyna odstawać od Stanów Zjednoczonych i Chin.

Unijny Plan konkurencyjności. Szansa dla motoryzacyjnego sektora

"Plan konkurencyjności", bo tak nazwano nową strategię KE, wytycza kierunek, w jakim podążyć ma europejski przemysł. Jednym z postulatów zawartych w ramach 27-stronnicowego dokumentu, jest ograniczenie regulacji, zwłaszcza tych w kwestii przepisów środowiskowych oraz fiskalnych. Dzięki temu firmy mają zaoszczędzić nawet 37 mld euro rocznie.

Co jednak najważniejsze, Komisja chce rozpocząć aktywny dialog z branżą motoryzacyjną m.in. w kwestii kar za przekroczenie norm emisji. KE zdaje sobie sprawę z tego, że motoryzacja stanowi jedną z najważniejszych gałęzi przemysłu, w związku z czym chce przynajmniej częściowo przywrócić jej dawny blask i ułatwić konkurowanie z m.in. chińskimi rywalami. Niestety, nie wiadomo, czy unijni decydenci będą skłonni zrezygnować lub też odłożyć w czasie planowany na 2035 rok zakaz sprzedaży samochodów spalinowych. Wnioskując po aktualnym tonie wypowiedzi polityków w kwestii konieczności dalszego ograniczania emisji CO2, nie mamy co na to liczyć. Dużym impulsem może być jednak polityka amerykańskiej administracji sterowanej przez Donalda Trumpa, który sukcesywnie wycofuje USA z klimatycznych porozumień, pobudzając w ten sposób własny przemysł.

Komisja dostrzega również problem związany z kosztami energii elektrycznej. Firmy z Europy płacą za nią znaczenie więcej niż przedsiębiorstwa działające w innych rozwiniętych zakątkach świata. Politycy, chcąc obniżyć jej ceny, zamierzają zwiększyć moc produkcyjną i postawić na rozwój zaawansowana sieci łączącej różne klastry energetyczne. Niestety, na to potrzeba czasu, którego unijnej gospodarce ewidentnie brakuje.

Co prawda, zapowiadane starania Komisji mogą dawać nadzieję na zmianę dramatycznego losu europejskiego sektora motoryzacyjnego, jednak wydaje się, że jest już na nie odrobinę za późno. Bez zdecydowanych i szybkich decyzji, a także odrzucenia lub też poluzowania emisyjnych norm, jak i ekologicznej strategii Unii, nasz przemysł upadnie, a miejsce naszych firm zajmą konkurenci z Chin.

Więcej o: