Po wypadku 15 stycznia bieżącego roku przebrała się miarka. Kierowca zajmujący się przewozem osób nie opanował swojej toyoty prius i opuścił drogę. W wyniku nieplanowanego manewru zniszczył barierki na długości 150 m. W efekcie liny zerwały się z mocowań i uderzyły w dwa przejeżdżające auta, uszkadzając je. To wszystko wydarzyło się około godz. 13.40 we środę, o czym pisze stołeczna Wyborcza.pl. Po już kolejnej niebezpiecznej kolizji w tym miejscu ZDM uznał, że linowe bariery na wysokości wiaduktu nad ul. Krasińskiego nie zapewniają kierowcom odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa. Zostaną zastąpione bardziej odporną konstrukcją.
Tylko w 2024 r. w tym miejscu wydarzyło się aż dziewięć podobnych kolizji i wypadków. Mniej więcej tak samo jest każdego roku. Dlaczego kierowcy opuszczają drogę właśnie w tym miejscu i nie powstrzymują ich konstrukcje, które miały chronić? Czy to znaczy, że linowe bariery są złe i nie należy ich stosować? Nie do końca, chociaż nie powinno się ich montować wszędzie. Na stołecznej Wisłostradzie najwyraźniej nie spełniają swojej roli.
Drogowe bariery energochłonne można podzielić na trzy różne rodzaje: linowe, stalowe z poziomych kształtowników, oraz betonowe przegrody. Te ostatnie są najskuteczniejsze w zatrzymywaniu pojazdów, ale też najdroższe, a ich stawianie jest pracochłonne. Poza tym mogą powodować większe obrażenia ludzi w samochodach, które w nie uderzają. Bariery linowe powstały z dwóch powodów. Po pierwsze odkształcają się znacznie bardziej, niż inne, więc mogą pochłonąć więcej energii. To powinno zmniejszać obrażenia osób, które biorą udział w takim wypadku. Problem tkwi w tym, że po przekroczeniu pewnej siły liny pękają i wtedy powodują zagrożenie dla innych uczestników ruchu, a samochody, które je przebiły, mogą wjechać na jezdnię w przeciwnym kierunku.
Istotne zalety linowych barier to ich niski koszt oraz duża szybkość budowy. Właśnie z tych powodów są faworyzowane przez drogowców w krajach o bardzo dużej powierzchni, takich jak USA, Kanada, Australia, czy Nowa Zelandia gdzie jest bardzo wiele dróg. Trudno sobie wyobrazić postawienie w takich rejonach betonowych przegród we wszystkich miejscach. W przypadku barier linowych to znacznie łatwiejsze. Potem podobne konstrukcje przyjęły się na całym świecie, ale szybko zaczęły wychodzić na jaw ich różne wady.
Po pierwsze linowych barier boją się motocykliści. Nie do końca słusznie, bo są też statystyki potwierdzające ich większą skuteczność. Zagrożeniem dla kierowców jednośladów są przede wszystkim pionowe słupki, na których napina się liny. Uderzenie w taką przeszkodę może się skończyć dla nich tragicznie. Inny problem z linami jest taki, że z powodu odkształcalności i ryzyka pęknięcia powinny być stawiane raczej w miejscach, w których jest dużo przestrzeni do wytracenia prędkości przez pojazdy, a nie bezpośrednio między jezdniami. Kolejna wada jest taka, że liny, aby spełniły swoją funkcję, wymagają dokładnego montażu i określonego napięcia.
Poza tym badania dowiodły, że nie powinno ich się montować na wiaduktach, bo zjeżdżający w dół samochód po uderzeniu w nie lub zderzeniu z innym może podskoczyć i przedostać się górą nad nimi lub je zerwać. Z podobnymi warunkami mamy do czynienia na wiadukcie nad ul. Krasińskiego, który w dodatku jest nie najlepiej wyprofilowany. Jeśli dodać do tego fakt, że niemal wszyscy przekraczają w tym miejscu dozwoloną prędkość, a nawierzchnia często jest śliska, w tym miejscu tworzy się poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. To dobrze, że ZDM zdecydował się na zmianę zabezpieczenia na Wisłostradzie na skuteczniejsze. Rzecznik Zarządu Dróg Miejskich Jakub Dybalski zapewnił dziennikarza Wyborczej.pl, że jest już gotowy projekt wymiany linowych barier w tym miejscu na bezpieczniejsze stalowe.