Wiele osób marzy o wyrwaniu się z monotonii codzienności i rozpoczęciu zupełnie nowego, pełnego przygód życiowego rozdziału. Taki plan miała pewna rodzina z Francji. Para Cécile Perrichon i Mathieu Pacauda, których historię przybliżyły francuskie media, od dawna przymierzali się do wyruszenia w drogę i nieskrępowanego podróżowania po Europie. W końcu zdecydowali się na realizację marzeń.
Para sprzedała dom w Saint-Père-en-Retz, a następnie za nieco zawyżoną kwotę 56 tys. euro (ok. 240 tys. zł) kupiła przerobiony na kamper autobus nieistniejącej już marki Saviem pochodzący z 1978 roku (ciekawostka - w tym samym roku przedsiębiorstwo zostało połączone z konkurencyjnym Berliet i utworzyło ciężarowy oddział marki Renault). Po dostaniu od władz zgody na edukację domową dla swoich pociech w sierpniu ubiegłego roku wyruszyła w trasę. Niestety, bardzo szybko przygoda życia przerodziła się w koszmar.
Po przejechaniu zaledwie 80 km pojawiły się pierwsze kłopoty - współpracy odmówiło sprzęgło. Zamiast sunąć z maksymalną dozwoloną prędkością, para musiała wlec się z prędkością zaledwie 10 km/h. - Czuliśmy, jakby autobus zaczynał się rozpadać - wspomina Francuzka w rozmowie z telewizją BFMTV. Po dojechaniu do najbliższego warsztatu i szybkiej konsultacji z mechanikiem okazało się, że element jest do niczego i musi zostać wymieniony. Co więcej, dalsza inspekcja wykazała, że wóz to w gruncie rzeczy jeżdżący strucel nadający się raczej na złomowisko niż na publiczne drogi. Fachman doradził więc, by para spróbowała zwrócić wóz.
Jak wspomina Mathieu Pacaud, już podczas zawierania transakcji coś mu nie pasowało. Jego uwagę zwróciła pewna dość podejrzana kwestia sprzedającego. - Zgadzamy się, że teraz wszystko będzie na twój koszt - dokładnie takie słowa miały paść z ust, jak się miało okazać, nieuczciwego byłego właściciela autobusu-kampera. Dopiero gdy pojazd padł w trasie, pechowy nabywca zrozumiał swój błąd. Niestety, para zmuszona była przerwać wojaże - kamper został odholowany na parking w Guichen w Bretanii, a nie mająca dachu nad głową rodzina spędziła w nim kolejne pięć miesięcy.
Para postanowiła pozwać sprzedawcę autobusu do sądu. Prawdopodobnie doczeka się sprawiedliwości, ponieważ specjalnie wykonane ekspertyzy potwierdziły, że pojazd miał ukrytą wadę, a były właściciel nie poinformował o niej nabywcy. Pierwszy wyrok w sprawie ma zapaść już 25 stycznia. Rodzina nie zamierza jednak rezygnować ze swoich planów i już teraz zbiera fundusze na nowy pojazd.